Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

lej skromnie swoje piwo! Weź rękę od kieszeni, bo strzelam!
Z tą przestrogą zwrócił się do jednego z dozorców, który zbliżył był rękę do kieszeni, aby wydobyć rewolwer. Ponieważ ja także tymczasem wyciągnąłem rewolwer, przeto obaj z Old Deathem rozporządzaliśmy ośmnastu strzałami. Zanimby który z tych hultajów zdołał za broń pochwycić, musiałby od nas kulą w łeb dostać. Stary poszukiwacz ścieżek zmienił się naraz zupełnie. Jego zazwyczaj pochylona postać wyprostowała się i podniosła, oczy zabłysły, a na całej twarzy odbił się wyraz pewnej siebie energii, nie dopuszczającej oporu. Było to wprost komiczne, jak spokornieli ci, przedtem tak butnie występujący, ludzie. Mruknęli półgłosem kilka uwag, lecz usiedli wkońcu; nawet właściciel zabitego psa nie ważył się doń przystąpić, gdyż musiałby zbliżyć się do mnie zanadto.
Staliśmy jeszcze z rewolwerami w ręku, kiedy wszedł nowy gość, Indyanin.
Miał na sobie wyprawioną na biało i pokrytą czerwonym haftem indyańskim bluzę myśliwską i spodnie z tego samego materyału, ozdobione na szwach frendzlami ze skalpów. Te obie części ubrania wolne były od wszelkich plam lub brudu. Małe nogi Indyanina tkwiły w haftowanych perłami trzewikach, upiększonych ponadto kolcami jeżatki. Na jego szyi zauważyłem woreczek z lekami, artystycznie rzeźbioną fajkę pokoju i potrójny sznur pazurów szarego niedźwiedzia, zdobytych na tym najstraszliwszym drapieżcy Gór Skalistych. Dokoła bioder biegł z kosztownego koca santillo sporządzony pas, z poza którego wyglądały rękojeści noża i rewolwerów. W prawej ręce trzymał dwururkę, której części drzewne obite były gęsto srebrnymi gwoździami. Na głowie nie miał Indyanin żadnego okrycia. Ciemne, sino-czerwone, włosy związane były w węzeł, podobny do hełmu i przeplecione rzemieniem ze skóry grzechotnika. Ani orle pióro, ani żadna inna odznaka nie zdobiła tej fryzury, a mimo to nasuwała się widzowi odrazu myśl, że ten