Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/073

Ta strona została uwierzytelniona.
—   61   —

kasz Ohlerta i jego uwodziciela, będziemy z sobą dłużej, bo niewątpliwie nas odwiedzisz.
— Z pewnością!
— Pożegnajmy się więc teraz, Szarlieh. Na mnie czekają blade twarze.
To rzekłszy, powstał. Musiałem uszanować jego tajemnicę i rozstałem się z nim w nadziei, że nie na długo.
Nazajutrz wynajęliśmy z Old Deathem dwa muły i pojechaliśmy do zatoru, gdzie statek czekał na podróżnych.
Na steamerze, który był statkiem, zanurzającym się niezbyt głęboko i zbudowanym zupełnie po amerykańsku, znajdowało się już mnóstwo podróżnych. Kiedy my, niosąc siodła, weszliśmy na pokład, zawołał jakiś głos:
— Na Jowisza! Oto idą dwa dwunożne osiodłane osły! Czy to kto widział? Zrobić miejsce, ludzie! Niech idą na dół! Takie bydło nie może jechać z gentlemanami!
Ten głos nie był nam obcy. Najlepsze miejsca pokrytej szklanym dachem pierwszej klasy zajęli rowdies, których poznaliśmy wczoraj. Krzykacz, z którym poprzedniego dnia się rozprawiłem, grający widocznie rolę dowódcy, przyjął nas tą nową obelgą. Zwróciłem się do Old Deatha, ale ponieważ on puścił ją spokojnie mimo uszu, przeto ja także udałem, jakobym nie słyszał. Usiedliśmy naprzeciw nich i wsunęliśmy siodła pod krzesła.
Stary usadowił się wygodnie, wyjął rewolwer, odwiódł kurek i położył obok siebie, a ja poszedłem za jego przykładem. Hultaje zbliżyli do siebie głowy, szepcząc między sobą, nie śmieli jednak rzucić już głośnej obelgi. Psy, z wyjątkiem oczywiście jednego, mieli także z sobą. Dowódca patrzył na nas szczególniej wrogo. Trzymał się pochyło, prawdopodobnie z powodu uszkodzenia, jakiego doznał, gdy leciał przez okno i rzucony został o ziemię przez Winnetou. Na twarzy widniały świeże ślady, zrobione przez szyby.
Gdy konduktor zapytał, dokąd jedziemy, podał Old Death miejscowość Kolumbus. Zapłaciliśmy za przestrzeń do tej stacyi, a tam mogliśmy kupić bilet na dalszą po-