że nie należą do abolicyonistów, pytali każdego o jego przekonania i wymyślali wszystkim, którzy byli odmiennego zdania. Wyrażenia jak „przeklęty republikanin“, „niggeronkel“, „sługa Jankesów“ i inne, daleko gorsze, sypały im się z ust tak, iż wkońcu wszyscy odsunęli się, nie chcąc nic o nich wiedzieć. Ta sama okoliczność zapewne sprawiła, że zaniechali też zaczepek z nami. Nie spodziewali się z niczyjej strony pomocy przeciwko nam. Gdyby się jednak było znalazło więcej secesyonistów, byłby przepadł spokój na okręcie.
W Kolumbus wysiadło wielu, spokojnie myślących ludzi, a na ich miejsce weszli liczni podróżni, usposobieni wprost przeciwnie. Między innymi wtoczyła się na pokład banda pijanych, których zachowanie się nie zapowiadało nic dobrego. Rowdies powitali ich ze zgiełkliwą radością. Reszta nowoprzybyłych przyłączyła się do nich niebawem i w kilka chwil widać było, że niespokojne żywioły uzyskały na statku przewagę. Draby ciskali się na siedzenia, nie pytając, czy to komu wygodne, czy nie, poszturkiwali się pomiędzy spokojnymi podróżnymi i okazywali, że czują się tu panami. Kapitan pozwolił im hałasować, sądząc prawdopodobnie, że najlepiej na nich nie zważać. Dopóki nie przeszkadzali jemu w kierownictwie okrętu, pozostawił podróżnym obronę przed napaściami. Na twarzy jego napróżno szukałem rysów jankesowskich. Miał pełne kształty, jak mało kto wśród Amerykanów, a na jego rumianem obliczu błąkał się nieustannie dobroduszny uśmiech.
Większość secesyonistów udała się do restauracyi okrętowej, skąd też wnet zabrzmiały dzikie wrzaski, którym towarzyszył brzęk szkła z rozbijanych flaszek. Potem wbiegł na pokład kelner, murzyn, wdrapał się na pomost kapitański i zaczął biadać, że go zbili harapem i zamierzają powiesić na kominie okrętowym.
Na skutek tych słów spoważniał kapitan. Wyjrzał, czy statek płynie w odpowiednim kierunku i poszedł do restauracyi; mijając nas, zetknął się z konduktorem, który tak zaczął mówić:
Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/075
Ta strona została uwierzytelniona.
— 63 —