Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.
—   72   —

Nasz kołowiec dopłynął do La Grange już pod wieczór, a kapitan oświadczył, że z powodu niebezpiecznego stanu koryta rzeki dalej jechać nie może. Musieliśmy zatem wysiąść w tej miejscowości. Winnetou wyjechał konno przed nami i zniknął w ciemnościach nocy pomiędzy poblizkimi domami.
W La Grange był także komisyoner w przystani. Old Death zwrócił się doń natychmiast:
— Sir, kiedy przybył tu ostatni statek z Matagordy i czy wszyscy podróżni wylądowali?
— Wczoraj o tym samym czasie; wszyscy pasażerowie wysiedli, ponieważ steamer ruszał dalej dopiero nazajutrz.
— A byliście tutaj, kiedy rano wsiadali?
— Oczywiście, sir!
— To może udzielicie mi pewnej wiadomości. Szukamy dwu przyjaciół, którzy tym statkiem płynęli, a więc także tutaj zostali. Chcielibyśmy wiedzieć, czy rano także odjechali.
— Hm, to nie łatwo powiedzieć. Było dość ciemno, a podróżni tak się na ląd cisnęli, że trudno było przypatrzyć się każdemu z osobna. Prawdopodobnie wszyscy odjechali z wyjątkiem niejakiego Clintona.
— Clintona? O niego nam właśnie chodzi. Proszę was, podejdźcie-no tu do światła! Mój przyjaciel pokaże wam fotografię, aby się przekonać, czy to był rzeczywiście Clinton.
W istocie potwierdził komisyoner, że to wizerunek człowieka, o którym Death mówił.
— Czy wiecie, gdzie się zatrzymał? — spytał Death.
— Napewno, nie, ale przypuszczam, że u sennora Cortesio, gdyż jego ludzie ponieśli kufry. Jest to ajent od wszystkiego i Hiszpan z rodu. Zdaje mi się, że się teraz trudni tajnem dostarczaniem broni do Meksyku.
— Poznamy w nim prawdopodobnie gentlemana.
— Sir, w dzisiejszych czasach każdy chce być gentlemanem, nawet wówczas, kiedy siodło nosi na plecach.