Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/091

Ta strona została uwierzytelniona.
—   79   —

syna, a on poświadczy, że na nie zasługujemy w całej pełni.
— Mój syn, Will? — spytał Lange zdumiony.
— Tak on, nikt inny. Wspomnieliście, że rozmawiał z Old Deathem i pamięta jeszcze każde jego słowo. Może mi powtórzycie, młodzieńcze, tę rozmowę? Żywo mnie to zajmuje.
Na to odrzekł Will z zapałem:
— Wprowadziwszy nas na drogę, szedł Old Death na przedzie. Ja otrzymałem postrzał w rękę, który mi bardzo dolegał, gdyż nie opatrzono mnie, a rękaw przylepił mi się do rany. Przechodziliśmy przez zarośla. Old Death puścił poza siebie konar, który odginając się, uderzył mnie w miejsce zranione. To mnie tak zabolało, że krzyknąłem głośno i...
— Za to nazwał was poszukiwacz dróg osłem! — wtrącił Old Death.
— Skąd wy o tem wiecie? — zapytał Will w zdumieniu.
Stary westman ciągnął dalej:
— Na to wy tłumaczyliście się, że was postrzelono i że rana się zaogniła, a on poradził wam rozmiękczyć rękaw i ochładzać starannie ranę sokiem z way bread,[1] co zapobiega tworzenia się zgorzeli.
— Tak jest, tak! Skąd wy to wiecie, sir? — zawołał młody Lange, zaskoczony niespodzianką.
— Wy jeszcze pytacie? To ja właśnie dałem wam tę dobrą radę. Wasz ojciec wyraził się przedtem, że mogę siebie porównać z Old Deathem, w czem leży cała prawda, gdyż jestem podobny do tego starego hultaja jak małżonka do żony.
— Ach... tak... więc to wy jesteście? — zawołał Will, zrywając się ze stołka, by podejść do Old Deatha. Ale ojciec go zatrzymał, ściągnął napowrót na krzesło i powiedział:

— Siedź, mały! Jeśli chodzi o uścisk, to ojciec ma

  1. Babka.