— U niejakiego sennora Cortesio. Czy znacie tego człowieka?
— Czy go znam! La Grange takie małe, że wszystkie koty mówią tu do siebie „ty“, a ten sennor właśnie kupił odemnie realność.
— Przedewszystkiem chciałbym się dowiedzieć, czy to nicpoń, czy człowiek z honorem.
— Z honorem, z honorem. Jego barwa polityczna nie obchodzi mnie oczywiście. Czy ktoś woli rządy cesarskie, czy republikańskie, to wszystko jedno, byle poza tem spełniał swoje obowiązki. Ma on stosunki z tamtą stroną granicy. Zauważyłem, że nocą obładowują u niego muły pełnemi, ciężkiemi, skrzyniami, oraz, że potajemnie zbierają się w jego domu ludzie, którzy potem udają się nad Rio del Norte. Z pewnością nie mylę się, jeśli twierdzę, że on dostarcza stronnikom Juareza broni i amunicyi, że im posyła ludzi, chętnych do walki z Francuzami. To jest w naszych stosunkach dowodem odwagi, na którą można się ośmielić jedynie w przekonaniu, że nawet przy pewnych stratach zrobi się dobry interes.
— Gdzie on mieszka? Muszę jeszcze dziś z nim pomówić.
— Zastaniecie go o dziesiątej wieczorem. I ja miałem być u niego dziś jeszcze w pewnej sprawie, która jednak załatwiła się tymczasem, wobec czego rozmowa już niepotrzebna. Powiedział, że mogę przyjść do niego o dziesiątej, bo na krótko przedtem powróci.
— Czy był u niego kto podczas waszych odwiedzin?
— Tak, dwu mężczyzn, starszy i młodszy.
— Czy wymieniono ich nazwiska? — wtrąciłem ja.
— Tak. Siedzieliśmy razem z godzinę, a w przeciągu takiego czasu musi się usłyszeć nazwisko tego, z kim się rozmawia. Młodszy nazywał się Ohlert, a starszy sennor Gavilano. Ten drugi był widocznie znajomym sennora Cortesio, gdyż rozmawiali o dawniejszem spotkaniu się w stolicy Meksyku.
— Gavilano? Takiego nie znam. Czyżby się Gibson teraz tak przezwał?
Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/095
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —