Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
—   88   —

stało, że znaleźliśmy farmę, gdzie nam wypożyczono koni.
— Pożyczono? — zapytał ktoś z uśmiechem.
— Tak, ale oczywiście na nasz sposób. Z początku liczba ich nie wystarczała dla nas wszystkich, musieliśmy więc jechać po dwu na jednym, potem się to poprawiło gdyż napotkaliśmy jeszcze inne farmy tak, że każdy w końcu miał konia dla siebie.
Rozległ się niepohamowany śmiech, gdy się skończyło opowiadanie o tej kradzieży. Opowiadający ciągnął dalej:
— Czy tutaj wszystko w porządku? Czy dotyczących znaleziono?
— Tak, mamy ich.
— A ubrania?
— Przywieźli dwie skrzynie; to wystarczy.
— To będzie przyjemność. Ale szpiegi i kapitan muszą także za swoje dostać. Steamer zatrzymuje się tu w La Grange na noc, więc kapitana łatwo znajdziemy, a Indyanina i szpiegów także niedługo będziemy szukali, gdyż bardzo łatwo ich poznać. Jeden z nich miał nowe traperskie ubranie, obaj zaś nieśli na plecach siodła.
— Siodła? — zawołali tamci prawie z radością. — Czy ci dwaj, którzy tu weszli niedawno i siedzą w tamtej izbie, nie mieli...
Resztę powiedział pocichu. Odnosiło się to do nas.
— Panowie — rzekł kowal — czas nam się stąd zabrać, bo wejdą tu za kilka minut. Wyjdźcie wy najpierw! Siodła my wam podamy.
Rzeczywiście niebezpiecznie było dłużej zwlekać. Bez żenady wyskoczyłem czemprędzej przez okno, a Old Death poszedł za moim przykładem, poczem kowale podali nam rzeczy i strzelby i sami przeleźli przez okno.
Znajdowaliśmy się pod przednią ścianą domu na małym, ogrodzonym, placyku, porosłym trawą. Przeskoczywszy przez płot, spostrzegliśmy, że także reszta gości z tej samej izby oknem ją opuściła, nie spodziewając się także uprzejmości ze strony secesyonistów.