możecie postępować z nimi, jak z gentlemanami. Jeden z nich, rodowity Meksykanin, nazwiskiem Gavilano, jest moim znajomym, z którym przeżyłem piękne chwile w stolicy. Jego siostra, młodsza od niego, nadzwyczaj przystojna, zawracała głowy wszystkim sennorom.
— To i on zapewne jest pięknym mężczyzną?
— Nie. Nie są do siebie podobni, bo to rodzeństwo przyrodnie. Ona nazywa się Feliza Perillo i obracała się w towarzystwach jako czarująca cantora[1] i zachwycająca ballerina.[2] Później zniknęła i dopiero teraz dowiedziałem się od jej brata, że żyje jeszcze w okolicach Chihuahua. I brat nie mógł mi udzielić dokładnych wiadomości, gdyż sam musi się o nią dopiero wypytać, skoro tylko tam przybędzie.
— Czy wolno spytać, czem właściwie był i jest ten sennor?
— Poetą.
Old Death przybrał minę takiego zdumienia i lekceważenia, że zacny Cortesio dodał:
— Sennor Gavilano tworzył za darmo, gdyż posiada znaczny majątek i nie potrzebuje zapłaty za swe utwory.
— W takim razie można mu pozazdrościć!
— Tak, zazdroszczono mu też. Z powodu intryg, które robiono przeciwko niemu, musiał opuścić miasto, a nawet kraj. Teraz wraca z Jankesem, który chce poznać Meksyk i dostać się z jego pomocą w krainę poezyi. Mają zamiar w stolicy zbudować teatr.
— Życzę im szczęścia! Czy Gavilano wiedział, że wy przebywacie teraz w La Grange?
— O nie. Znajdowałem się przypadkiem nad rzeką, kiedy nadjechał parowiec, aby podróżnych na noc na ląd wysadzić. Poznałem natychmiast tego sennora i zaprosiłem go razem z towarzyszem do siebie. Pokazało się, że obydwaj chcieli się udać do Austin, a stamtąd