Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
—   100   —

gdzieś spotkać, ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzieby to było.
— W Kalifornii przed dwudziestu laty, w chińskiej dzielnicy. Grało się ostro i paliło się przytem opium. Przegrałem wtedy wszystkie pieniądze, około tysiąca dolarów. Została mi jeszcze tylko jedna moneta, której nie chciałem już postawić na kartę, lecz przepalić, a potem palnąć sobie kulą w łeb. Byłem namiętnym graczem i wtedy straciłem wszystkie oszczędności. Wtem...
— Już dość! Przypominam sobie! — przerwał mu Old Death. — Nie potrzebujecie dalej opowiadać!
— Przeciwnie, sir. Muszę to powiedzieć, gdyż wy ocaliliście mnie wówczas. Wam przypadła połowa mojej przegranej. Wy jednak, wziąwszy mnie na bok, oddaliście mi pieniądze, przyczem musiałem na wasze żądanie złożyć święte przyrzeczenie, że grać już nigdy nie będę, a przedewszystkiem wyrzeknę się raz na zawsze znajomości z szatańskiem opium. Obiecałem zmienić się pod tym względem i dotrzymałem słowa, chociaż z trudnością mi to przychodziło. Jesteście moim wybawcą. Jeżeli chcecie zrobić mi wielką uciechę, to pozwólcie zwrócić sobie pieniądze, gdyż obecnie posiadam ładny majątek.
— Nie głupim! — zaśmiał się Old Death. — Długo byłem dumny z tego, przynajmniej jednego, dobrego uczynku i ani mi się śni sprzedawać tego poczucia za wasze pieniądze. Gdy kiedyś zemrę, nie będę miał nic z sobą, oprócz tego jednego czynu, nie oddam go więc za nic w świecie. Mówmy o innych rzeczach, ważniejszych teraz o wiele. Ja ostrzegłem was wówczas przed dwoma szatanami, których znałem dobrze niestety, ale wy swoje ocalenie macie jedynie własnej sile woli do zawdzięczenia. Zamilczmy już o tem!
Te słowa starego skuta naprowadziły mnie na pewien domysł. Jeszcze w Nowym Orleanie wspomniał mi on, że matka postawiła go była na drodze, prowadzącej do szczęścia, że on jednak obrał inny kierunek. Teraz określił sam siebie jako znawcę obu straszliwych wy-