Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
—   103   —

mać ich, nie wystawiając się na niebezpieczeństwo zetknięcia się z ich bronią.
— Czy uważacie to za możliwe?
— Nawet za stosunkowo łatwe. Ukryjemy się w domu i wpuścimy ich do środka. Skoro tylko znajdą się w sypialni, zatrzaśniemy drzwi i zamkniemy. Kilku z nas stanie przy nich na czatach, a kilku na dworze pod oknem. Tak więc nie będą mogli się wydostać i będą musieli poprostu się poddać.
Stary sąsiad Langego potrząsnął poważnie głową i upierał się energicznie przy tem, by wystrzelać włamywaczy. Na odpowiedź starego przymrużył Old Death jedno oko i zrobił minę, która wywołałaby powszechny śmiech, gdyby położenie nasze na to pozwalało.
— Cóż za miny stroicie, sir? — zapytał Lange. — Czy się nie zgadzacie?
— Wcale nie, master. Wniosek naszego przyjaciela wygląda bardzo praktycznie, ale ja kalkuluję sobie, że wszystko inaczej się odbędzie, aniżeli on przypuszcza. Członkowie tajnego związku byliby warci batów, gdyby tak postąpili, jak on się po nich spodziewa. Sądzi on, że wejdą wszyscy razem i ustawią się przed naszemi strzelbami jak na tacy. Gdyby tak uczynili, nie mieliby flaków w głowie. Jestem pewien, że pocichu otworzą tylne drzwi i potem dopiero wyślą dwu lub trzech tu na zwiady. Tych dwu lub trzech będziemy oczywiście mogli zastrzelić, reszta jednak zabierze się czemprędzej, aby powrócić niebawem i naprawić to, czego zaniedbano. Nie, sir, nic z tego planu. Musimy ich wpuścić wszystkich, by ich połapać. Istnieje jeszcze inny, bardzo słuszny, powód do tego. Gdyby nawet udało się plan wasz wykonać, to byłoby dla mnie rzeczą nieprzyjemną wysłać takie mnóstwo ludzi jednym wybuchem prochu na tamten świat, nie zostawiwszy im ani chwili czasu do namysłu nad własnymi grzechami. Jesteśmy ludźmi i chrześcijanami, panowie. Będziemy się wprawdzie bronili przed tymi ludźmi i obmierzimy im powtórny napad, ale to możemy uzyskać w sposób mniej