Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.
—   106   —

i róbcie tylko to, co ja będę robił. Chciałbym widzieć kluksa, czy klapsa, któryby nas zauważył!
Nikt już dalej się nie sprzeciwiał, udaliśmy się więc przez sień do tylnych drzwi, gdzie nas miał Lange wypuścić. Otworzył pocichu drzwi i zamknął je za nami. Skoro tylko znaleźliśmy się na dworze, przykucnął Old Death, a ja uczyniłem tosamo. Zdawało się, że chce ciemność przebić oczyma, usłyszałem też, jak w długich oddechach wciągał w nozdrza powietrze.
— Kalkuluję sobie, że tu przed nami niema nikogo — szepnął do mnie, wskazując poza dziedziniec ku zabudowaniom stajennym. — Mimoto muszę się przekonać, gdyż konieczna jest największa ostrożność. Czy nauczyliście się w swych chłopięcych latach na źdźble trawy, trzymanem między kciukami, naśladować głos świerszcza?
Potwierdziłem pocichu.
— Tam pod drzwiami rośnie trawa. Weźcie sobie źdźbło i czekajcie, dopóki nie wrócę. Nie ruszajcie się z miejsca. Gdyby się jednak co stało, to świerknijcie, a przyjdę natychmiast.
Położył się na ziemi i czołgając się na rękach, zniknął w ciemności. Upłynęło z dziesięć minut, zanim powrócił. I rzeczywiście nie moje oczy, lecz węch mi powiedział, że się zbliżał.
— Przypuszczenie moje się sprawdziło — szepnął. — Na dziedzińcu i pod ścianą przednią niema nikogo, ale na drugim rogu tam, gdzie znajduje się okno od sypialni, z pewnością będzie ktoś stał. Połóżcie się na ziemi i czołgajcie się za mną! Ale nie na brzuchu jak wąż, lecz na palcach jak jaszczurka. Nie stąpajcie całą stopą, ale końcami palców. Badajcie ziemię rękami, żebyście nie złamali jakiej gałązki i zapnijcie dobrze bluzę, żeby się koniec nie wlókł po ziemi! No, naprzód!
Posunęliśmy się do rogu, gdzie się Old Death zatrzymał, a ja uczyniłem to samo. Po chwili odwrócił do mnie głowę i szepnął:
— Jest dwu. Bądźcie ostrożni!