dworze, oni wybiją jedną deskę z powały. Potem jednak należy wszystkie światła pogasić.
Postąpiono wedle tej wskazówki, wypuszczono nas i zamknięto za nami drzwi. Miałem przy sobie trzy klucze do drzwi: od domu, izby i komory. Old Death pouczył mnie teraz dokładniej niżeli przedtem, jak się mam zachować. Usłyszawszy trzask, pochodzący z wyrwania deski, rozeszliśmy się. On udał się ku przedniej stronie domu, gdzie leżały tyki, ja zaś udałem się przez dziedziniec po miłych towarzyszy ku stajni. Nie stąpałem przytem zbyt cicho, chcąc żeby mnie usłyszeli i pierwsi przemówili, gdyż zaczynając sam mówić, mogłem łatwo błąd jaki popełnić. Właśnie gdy zamierzałem okrążyć róg, podniosła się z ziemi postać, o którą omal się nie potknąłem.
— Stop! — powiedział. — To ty Locksmith?
— Yes! Chodźcie, lecz jak najciszej!
— Powiem to porucznikowi. Zaczekaj tutaj!
Potem zniknął w ciemności. A więc był i porucznik. Kukluksklan zorganizowany był zatem na sposób wojskowy. Po niespełna minucie zbliżył się drugi i rzekł pocichu:
— A to długo trwało. Czy ci przeklęci Niemcy zasnęli nareszcie?
— Nareszcie, ale tem mocniej. Wychylili na dobranoc cały dzbanek brandy.
— To będziemy mieli łatwą robotę. Jakżeż tam z drzwiami?
— Wszystko przystaje znakomicie.
— To chodźmy! Północ już minęła. Potem odwiedzimy Cortesia, na co przeznaczyliśmy czas o pierwszej po północy. Prowadź nas!
Za nim wynurzyło się mnóstwo pozasłanianych postaci, które ruszyły za mną. Już pod domem podszedł do nas cicho Old Death, którego niepodobna było w ciemności odróżnić od kapitana.
— Czy wydacie jakie osobne rozkazy, kapitanie? — spytał drugi oficer.
Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.
— 115 —