— Milczycie? W takim razie uważam, że nie chcecie się poddać i zacznie się strzelanie.
Zmierzył się strzelbą, a ja poszedłem za jego przykładem. Dziwnym sposobem żadnemu z nich nie przyszło na myśl strzelić do nas z rewolweru. To właśnie dowodziło, że tchórzami byli i że odwaga ich polegała na atakowaniu bezbronnych.
— Odpowiadajcie, bo strzelam! — zagroził stary. — To moje ostatnie słowo!
Gdy nikt się nie odezwał, szepnął do mnie Old Death:
— Strzelajcie także. Musimy trafić, bo inaczej nie napędzimy im respektu. Wy mierzcie w rękę porucznika, a ja kapitana.
Padły naraz dwa strzały, nie chybiając celu. Obaj oficerowie krzyknęli przeraźliwie, a za nimi zaczęła reszta wstrętnie wyć różnymi głosami. Nasze strzały usłyszeli obrońcy domu Langego, a sądząc, że walczymy z Kukluksami, podnieśli hałas w izbie i na dworze. Przez drzwi i okna zaczęły padać kule do sypialni, powalając kilku z Kukluksów. Wszyscy popadali na ziemię, wrzeszcząc, jak gdyby ich na pal nawlekano. Kapitan ukląkł przy łóżku, owinął prześcieradłem zakrwawioną rękę i zawołał do nas:
— Wstrzymajcie się, my się poddamy!
— Dobrze — odrzekł Old Death. — Odstąpcie wszyscy od łóżka! Rzućcie na nie swoją broń, a potem was wypuścimy. Ten, u którego później znajdzie się jaka broń, dostanie kulę w brzuch! Słyszycie, że na dworze są setki ludzi. Tylko zupełne poddanie się może was ocalić.
Położenie, w którem znaleźli się członkowie tajnego stowarzyszenia, było beznadziejne, gdyż o ucieczce nie mogli nawet myśleć, o czem wiedzieli sami. W razie poddania się, co im się stać mogło? Zamiarów swych nie wykonali, nie można było więc zasądzić ich za zbrodnię. Woleli tedy pójść za radą Old Deatha, niż próbować bezowocnie się przebić, co byłoby pociągnęło za sobą fatalne skutki. Wnet też zaczęły na łóżko padać noże i rewolwery.
Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.
— 121 —