Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.
—   142   —

chcą się jakoś przyzwyczaić do perspektywy. Ten punkt oddalony jest od nas o jakie dwie mile angielskie, a wielkość jego pomimo tej odległości wskazuje, że to nie może być jedno zwierzę. Musiałby to chyba być bawół, pięć razy większy od starego słonia, a bawołów tu niema. Gdyby się nawet jaki zapędził, tutaj to nie w tej porze roku, lecz w jesieni, albo na wiosnę. Każdy niewprawny źle sobie zdaje sprawę z ruchu przedmiotu, znajdującego się przed nim w takiem oddaleniu. Bawół lub koń idzie, pasąc się, powoli krok za krokiem. Założę się, że ten punkt porusza się szybkim cwałem.
— To nie może być — rzekł Lange.
— No, skoro biali tak fałszywie sądzą — oświadczył Old Death — to posłuchajmy, co powie czarny. Samie, co o tem sądzisz?
Murzyn milczał skromnie dotychczas, teraz jednak, zapytany, wprost odpowiedział:
— Jeźdźcy być. Cztery, pięć albo sześć.
— I ja tak myślę. Może Indyanie?
— O nie, sirrah! Indian tak wprost nie przychodzić do białych. Indian się schować, aby się z ukrycia białym przypatrzyć, zanim z nimi mówić. Jeźdźcy jechać prosto na nas, więc być biali.
— To bardzo słuszne, poczciwy Samie. Widzę ku memu zadowoleniu, że masz rozum jaśniejszy od skóry.
— O, sirrah, o! — chrząkał poczciwiec, pokazując wszystkie zęby w uśmiechu. Pochwała Old Deatha była dla niego wielkiem odznaczeniem.
— Jeśli ci ludzie rzeczywiście mają zamiar do nas się zbliżyć, to musimy tu na nich zaczekać — zauważył Lange.
— Ani myślę! — odparł skut. — Wszak jasne jest, że nie jadą wprost na nas, lecz dążą bardziej ku południowi. Widzą, że się posuwamy i pędzą po przekątni na nasze spotkanie. A zatem naprzód! Szkoda czasu zatrzymywać się tutaj. Może to żołnierze z fortu Inge na zwiadach, a w takim razie nie mamy powodu cieszyć się tem spotkaniem.