Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/155

Ta strona została uwierzytelniona.
—   143   —

— Czemu nie?
— Ponieważ zdarzy się nam coś niemiłego, master. Fort Inge położony jest stąd dość daleko na północny zachód. Skoro komendant wysyła aż tutaj patrole, to wisi w powietrzu coś przykrego. Usłyszycie to z pewnością.
Jechaliśmy dalej z niezmniejszoną szybkością. Punkt zbliżał się widocznie i rozdzielił się wkońcu na kilka mniejszych, które powiększały się bardzo prędko. Wnet poznaliśmy wyraźnie, że to są jeźdźcy, a w pięć minut potem rozeznaliśmy mundury wojskowe. Niebawem podeszli tak blizko nas, że usłyszeliśmy okrzyk, do nas zwrócony, którym kazali nam się zatrzymać. Był to sierżant dragonów z pięciu ludźmi.
— Dlaczego się tak śpieszycie? — zapytał, osadziwszy konia. — Czy nie zauważyliście, że nadjeżdżamy?
— Owszem — odparł skut z zimną krwią — ale nie pojmujemy, dlaczego mielibyśmy na was czekać.
— Ponieważ musimy bezwarunkowo wiedzieć, coście za jedni.
— No, jesteśmy białymi, a jedziemy na południe. To wam chyba wystarczy.
— Do dyabła! — wybuchnął sierżant. — Nie sądźcie, że pozwolę wam z nas żartować.
— Pshaw! — uśmiechnął się Old Death. — Ja sam nie mam chęci do żartów. Znajdujemy się tu w otwartej preryi, nie zaś w szkole, a wy nie jesteście nauczycielem, na którego pytania musielibyśmy odpowiadać posłusznie i uniżenie, nie chcąc narazić się na niebezpieczeństwo zetknięcia się z patykiem.
— Postępuję wedle instrukcyi i wzywam was, żebyście wymienili wasze nazwiska.
— A jeżeli nam się nie spodoba posłuchać?
— To przypatrzcie się, że jesteśmy uzbrojeni, potrafimy więc zmusić was do tego.
— Ah! Możecie to rzeczywiście uczynić? Cieszy mnie to nadzwyczaj ze względu na was, tylko nie radzę próbować. Jesteśmy wolnymi ludźmi, master sierżancie! Chcielibyśmy widzieć człowieka, któryby się od-