ważył powiedzieć nam na seryo, że go słuchać musimy, słyszycie, musimy! Stratowałbym poprostu takiego draba!
Old Death błysnął oczyma, poderwał konia cuglami tak, że się podniósł i posłuszny naciskowi nóg skoczył groźnie ku sierżantowi. Dowódca szarpnął swego konia wstecz i chciał wybuchnąć gniewem, ale nasz stary nie dopuścił do tego, mówięc prędko dalej:
— Nie uwzględniam tego wcale, że mam dwa razy tyle lat, co wy, że więcej doświadczyłem i przeżyłem, aniżeli wy zobaczycie kiedykolwiek, zwracam tylko na to waszą uwagę, że wspomnieliście o broni. Czy wam się zdaje, że nasze noże z marcypanu, lufy z cukru, a kule z czekolady? Te słodycze nie wyszłyby wam na zdrowie! Tłumaczycie się, że działacie wedle instrukcyi. Well, tak powinno być i nic przeciwko temu nie mam. Ale czy kazano wam także fukać na doświadczonych westmanów i przemawiać do nich tonem, jakim posługuje się generał wobec rekrutów? Jesteśmy gotowi mówić z wami, ale my was nie wołaliśmy i żądamy przedewszystkiem grzeczności!
Podoficer się zakłopotał. Old Death zmienił się tym razem nagle do niepoznania. Wystąpienie jego nie pozostało bez skutku.
— Nie zapędzajcież się w gniewie tak daleko! — rzekł sierżant. — Nie zamierzam bynajmniej być grubiańskim.
— No, ja nie dosłuchałem się ani w waszym tonie, ani w wyrazach wielkiej delikatności.
— To dlatego właśnie, że tutaj nie jest salon dostojnej lady. Włóczy się tędy wszelkiego rodzaju hałastra, a my, jako wysunięci na daleką placówkę, musimy mieć oczy otwarte.
— Hałastra? Czy nas także zaliczacie do tych wątpliwych gentlemanów? — wybuchnął stary.
— Nie mogę powiedzieć ani tak, ani nie. Człowiek jednak z czystem sumieniem nie zawaha się podać swego nazwiska. Kręci się teraz w tych stronach mnóstwo tych
Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.
— 144 —