Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.
—   153   —

widnokrąg grubszą linią, dlatego należało przypuścić, że jesteśmy jeszcze daleko od celu naszej dzisiejszej jazdy. Zauważył to był zapewne także Old Death, gdyż podpędzał konia, ilekroć ten chciał wpaść w wolniejsze tempo. Skutkiem tego pośpiechu, kiedy zwiększająca się ciągle kula słoneczna dotknęła linii horyzontu, ujrzeliśmy na południu ciemny pas, który stawał się wyraźniejszym w miarę zbliżania się doń. Grunt, w ostatnich godzinach piasczysty, pokrył się znowu trawą, a ciemny pas okazał się szeregiem drzew, które zapraszały nas do siebie po szybkiej jeździe. Old Death wskazał tam ręką, puścił konia stępa i rzekł:
— Tam, gdzie w tej strefie rosną drzewa, musi być woda w pobliżu. Mamy przed sobą Leonę i rozłożymy się obozem na brzegu.
Wkrótce dostaliśmy się do drzew. Tworzyły one wązki, wzdłuż brzegów biegnący gaj, podszyty zaroślami. Koryto rzeki było szerokie, ale tem uboższe w wodę, mimoto nie mogliśmy przeprawić się w tem miejscu, w którem przybyliśmy nad nią, pojechaliśmy więc zwolna w dół. Po niedługiem szukaniu znaleźliśmy miejsce płytkie, kamieniste, po którem przedostaliśmy się na drugą stronę. Old Death prowadził pochód. Właśnie w chwili, gdy koń jego wkładał nogę w wodę, zatrzymał go i pochylił się, by się uważnie przypatrzyć dnu rzeki.
— Well! — potwierdził. — Myślałem tak sobie! Tu spotykamy trop, którego przedtem nie mogliśmy zauważyć, ponieważ suchy brzeg pokryty jest twardym krzemieniem, nie przyjmującym odcisków. Popatrzcie na dno!
My także zsiedliśmy z koni i zauważyliśmy okrągłe, trochę większe od dłoni, wgłębienia, prowadzące do rzeki.
— Czy to jest trop? — zapytał Lange. — Mieliście istotnie słuszność, sir. Może to był koń, a więc i jeździec.
— Nie. Niechaj Sam przypatrzy się śladom. Zobaczę, co on o nich sądzi.
Murzyn stał dotąd skromnie za nami. Teraz przystąpił i spojrzał w wodę.
— To być dwaj jeźdźcy, którzy przejść przez wodę — rzekł.