Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.
—   154   —

— Dlaczego twierdzisz, że to jeźdźcy, a nie konie bezpańskie?
— Bo koń, który mieć żelazo, nie być dziki mustang, lecz swojski, a na takim zawsze siedzieć jeździec. I ślad głęboki. Konie nieść ciężar, a ten ciężar to ludzie. Konie przejść przez wodę nie obok siebie, lecz za sobą; a zanim puścić się na drugą stronę, stać i pić. Ale tutaj nie stanąć, lecz prosto tam jeden obok drugiego. To robić tylko, kiedy musieć i słuchać cugli. Gdzie być cugle, tam być i siodło, a na niem jeździec.
— Dobrze to wywnioskowałeś — pochwalił stary murzyna. — Ja sam nie wytłumaczyłbym tego lepiej. Widzicie, panowie, że w pewnych wypadkach może biały dużo jeszcze nauczyć się od czarnego. Ale obaj jeźdźcy śpieszyli się bardzo, bo nie pozwolili nawet koniom napić się wody. Ponieważ jednak zwierzęta w każdym razie były spragnione, a westman uważa przedewszystkiem na konia, kalkuluję sobie, że mieli powód do tego, aby się znaleźć czemprędzej na drugiej stronie. Spodziewani się, że ten powód odgadniemy.
Podczas tych roztrząsań piły nasze konie wodę długimi łykami. Gdy zaspokoiły pragnienie, wsiedliśmy na nie znowu i dostaliśmy się sucho na drugi brzeg, gdyż rzeka była tu tak płytka, że nawet strzemiona nie dotknęły powierzchni wody. Zaledwie stanęliśmy na drugiej stronie, rzekł Old Death, którego bystrości nic ujść nie mogło:
— Oto mamy powód. Przypatrzcie się tej lipie! Kora zdarta z niej na wysokość człowieka! A tutaj, co tkwi w ziemi?
Wskazał przed siebie, gdzie ujrzeliśmy dwa rzędy wbitych w ziemię palików, nie dłuższych i nie grubszych od zwyczajnego ołówka.
— Co mogą znaczyć te paliki? — ciągnął dalej Old Death. — W jakim pozostają stosunku do kory obdartej? Czy widzicie małe, zeschłe, kawałki łyka, porozrzucane po ziemi? Tych palików używano do przytrzymywania ok sieci. Czy wiecie, jak wygląda warsztat do