Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.
—   156   —

— Tak. Obaj Apacze starali się przedewszystkiem jak najprędzej dostać do współplemieńców, aby im donieść, jaka hańba spotkała ich w forcie, oraz zwrócić uwagę na to, że ich wrogowie, Komancze, nadejdą wkrótce. Tem się tłumaczy ich wielki pośpiech, widoczny także w tem, że tutaj dopiero zabrali się do opatrzenia rany, wiedząc zresztą z góry, że nad rzeką znajdzie się łyko. Po krótkim odpoczynku pojechali dalej.
— Tak jest. Jestem z was zadowolony. Prawienie wątpię, że to był Winnetou ze zbiegłym wysłańcem na rokowania pokojowe. Jest już oczywiście zapóźno na to, aby znaleźć ich ślady w trawie, ale domyślam się, w którym podążyli kierunku. Musieli tak jak my przejść przez Rio Grande i udali się w kierunku najprostszym, co i my także zrobimy. Kalkuluję więc sobie, że napotkamy gdzieś jeszcze jakiś znak życia po nich. Rozglądnijmy się teraz za miejscem na obóz, gdyż jutro trzeba jak najwcześniej wyruszyć.
Wprawnem okiem wybrał wnet odpowiednie miejsce, otoczone krzakami i zarosłe soczystą trawą, na której konie mogły sobie użyć do syta. Rozsiodłaliśmy je i poprzywiązywaliśmy do palików, powbijanych w ziemię lassami, zabranemi z La Grange. Potem rozłożyliśmy się obozem i zasiedliśmy do wieczerzy, na którą złożyły się resztki naszych zapasów żywności. Na moje pytanie, czy nie możnaby rozniecić ognia, odrzekł Old Death z chytrze szyderczą miną:
— Spodziewałem się tego pytania z waszej strony, sir. Czytaliście pewnie już dawniej niejedną piękną historyę Coopera o Indyanach i innych autorów. Podobały wam się te rzeczy?
— Dość.
— Hm, tak! To się dobrze czyta, a wszystko idzie przytem gładko. Człowiek zapala fajkę, siada na kanapie, zakłada nogę za nogę i zagłębia się w pięknej książce, wziętej z wypożyczalni. Ale gdy człowiek sam pójdzie w puszczę na daleki Zachód, wówczas sprawa przedstawia się inaczej, aniżeli w książkach. Cooper był