Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.
—   186   —

swoich plemion, by je zawiadomić o zdradzie i zbliżaniu się Komanczów. Posłałem z nim dwu najlepszych wakerów, aby się dowiedzieć, czy mu się uda przejść. Oni mieli go odprowadzić i przynieść mi potem wiadomość.
— No — zapytał z zaciekawieniem Old Death — czy przeszedł rzeczywiście.
— Tak i to uspokoiło mnie bardzo. Postąpił nadzwyczaj mądrze, bo nie przeprawił się przez Rio Grande powyżej Rio Moral, gdzie się snuli Komancze, lecz poniżej. Niema tam wprawdzie brodu, rzeka rwie bardzo, a przepłynąć ją jest bardzo niebezpieczną sztuczką, mimoto on i moi wakerowie dokonali tego, a potem odprowadzili go dalej, dopóki nie upewnili się, że już nie spotka Komanczów. W ten sposób zawiadomił Winnetou Apaczów o niebezpieczeństwie, a ci zgotują nieprzyjacielowi odpowiednie przyjęcie. Ale teraz chodźcie do starego wodza, jeśli chcecie, sennores!
Wszyscyśmy powstali, pożegnali się z paniami i zeszli na niższe piętro, gdzie znaleźliśmy się w kurytarzu, podobnym do górnego. Przekroczywszy ostatnie drzwi w korytarzu, ujrzeliśmy starego wodza, leżącego w bardzo chłodnej komnacie. Gorączka wprawdzie już go opuściła, ale osłabiony był jeszcze tak bardzo, że zaledwie mógł mówić. Oczy zapadły mu się głęboko, a policzki ogromnie wychudły. Lekarza oczywiście nie było, caballero jednak twierdził, że Winnetou jest mistrzem w opatrywaniu ran. Przyłożył choremu gojące zioła i zakazał ruszać opatrunku, zapewniając, że skoro tylko minie gorączka, nie będzie obawy o życie chorego, któremu tylko utrata krwi i gorączka grożą niebezpieczeństwem. Gdy zamknęliśmy drzwi i znaleźliśmy się na schodach, powiedziałem hacyenderowi, że chciałbym się w rzece wykąpać.
— Jeśli tak, to nie potrzebujecie wchodzić dopiero na schody — odrzekł. — Wypuszczę was tędy zaraz na dziedziniec.
— Zdaje mi się, że tu drzwi niema!
— Owszem są, tylko ukryte. Kazałem je tu umie-