Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
—   190   —

— Nie wiem; nie zdołałem z tej odległości rozpoznać, jak pomalowane mieli twarze.
— No, zobaczymy niebawem. Albo są to Apacze, których Winnetou spotkał i wysłał po rannego wodza, albo Komancze, a w takim razie byłby to oddział wywiadowczy, którego zadaniem jest zapytać nas, czy nie widzeliśmy Apaczów. Odjadą natychmiast, gdy dostaną od nas odpowiedź.
— Mnie się jednak wydaje, że oni przychodzą w nieprzyjaznych zamiarach — rzekł Old Death. — Radzę jak najrychlej przygotować się do obrony.
— To się już stało. Każdy z moich ludzi wie, co ma czynić w takim wypadku. Widzicie, tam przez pole pędzi już peon do najbliższych koni, wsiędzie na jednego i zawiadomi wakerów, a najpóźniej w dziesięć minut pospędzają trzody. Dwaj zostaną przy koniach, a reszta zwróci się przeciwko czerwonym. Ich lassa są wielce niebezpieczną bronią, bo oni posiadają więcej wprawności niż Indyanie, a ich strzelby niosą dalej od łuków i starych strzelb dzikich, nie obawiają się więc pięćdziesięciu Indyan. Nas chroni estancya. Żaden czerwony przez mur nie przelezie. W najgorszym razie liczę na was. Z murzynem jest was pięciu uzbrojonych mężczyzn, a ja z ośmioma peonami dopełniam sumy czternastu ludzi. Chciałbym widzieć Indyanos, którzyby potrafili bramę wysadzić. O nie, sennor! Czerwoni zadzwonią, zapytają się i odejdą spokojnie. Skoro wywiadowca zobaczy tutaj czternastu dobrze uzbrojonych ludzi, nabierze prędko respektu. Sprawa nie przedstawia żadnego niebezpieczeństwa.
Na twarzy Old Deatha odbiło się powątpiewanie. Potrząsnął głową i powiedział:
— Pewna jednak myśl niepokoi mnie trochę. Twierdzę stanowczo, że mamy do czynienia nie z Apaczami, lecz z Komanczami. Czego oni chcą tutaj? Zwykłe zwiady nie mogły ich tu sprowadzić, gdyż, jeśliby w tych stronach znajdował się oddział Apaczów, to musiałyby to ślady wykazać. Oto nie potrzebowaliby pytać się tutaj.