Nie, ta zgraja przybywa do nas wskutek zupełnie określonego powodu, a tym jest ranny wódz, ukrywający się tutaj.
— Przecież oni o tem nie wiedzą! Kto mógł im to zdradzić?
— Śledzony przez nas właśnie Gibson, który był u was. Wszak pokazaliście mu Apacza, on wyjawił to przed Komanczami, aby plemię usposobić dla siebie przychylnie. Jeśli to nie prawda, to niech dłużej nie będę Old Deathem! Czy jeszcze wątpicie?
— To możliwe. Wobec tego Komancze zechcą nas zmusić do wydania rannego.
— Pewnie. Czy usłuchacie ich?
— Ani myślę! Winnetou jest moim przyjacielem, powierzył mi Dobrego Męża, a ja mogę i muszę odpowiedzieć temu zaufaniu. Komancze nie dostaną rannego. Będziemy się bronili!
— Ściągniecie tem na siebie największe niebezpieczeństwo. Wprawdzie pięćdziesięciu zdołamy odeprzeć, ale gdy wrócą dziesięć razy liczniejsi, to będziecie zgubieni.
— To w ręku Boga. W każdym razie dotrzymam Winnetou słowa.
Na to podał Old Death rękę sennorowi i rzekł:
— Jesteście człowiekiem honoru, śmiało więc liczyć możecie na naszą pomoc. Dowódca Komanczów jest moim przyjacielem. Może mi się uda dzięki temu cios ten od was odwrócić. Czy pokazaliście także ukryte drzwi Gibsonowi?
— Nie, sennor.
— To bardzo dobrze. Dopóki czerwonoskórzy nie znają tego wejścia, będziemy mogli stawić opór. Zejdźmy teraz po broń!
Podczas mej nieobecności wybrano dla towarzyszy mieszkania i pownoszono tam ich i moje rzeczy. Pokój, przeznaczony dla mnie, znajdował się na przedniej stronie domu, a oświetlały ją promienie, wpadające przez dwie ze wspomnianych strzelnic. Tam wisiała moja
Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.
— 191 —