Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.
—   194   —

grzechem, ale prawda byłaby tu czystem samobójstwem. Powiedzcie zatem, co byłoby większym grzechem, czy dopuścić się kłamstwa, czy zabić samego siebie?
— Samobójstwo? Co poradzą ci ludzie przeciwko naszym czternastu strzelbom?
— Bardzo dużo, bo są już tu na górze. Większość padłaby wprawdzie, ale my dostalibyśmy także kilka strzał i pchnięć nożem. A nawet jeśli zwyciężymy, to pozostali przy życiu sprowadzą tamtych pięciuset. Pozwólcie mnie z nimi pomówić!
Zwrócił się do dowódcy czerwonych:
— Słowa mojego brata wprawiają nas w zdumienie. Skąd Komanczom przyszło na myśl, że tu się Apacz znajduje?
— Oni to wiedzą — odrzekł krótko zapytany.
— W takim razie posiadacie lepsze wiadomości, niż my sami.
— Czy chcesz twierdzić, że się mylimy? Jeżeli tak, to powiadasz kłamstwo!
— A ty wygłosiłeś tu słowo, za które życiem zapłacisz, jeśli je raz jeszcze powtórzysz. Ja nie pozwolę siebie kłamcą nazywać. Widzisz, że nasze strzelby zwrócone są do ciebie. Wystarczy jedno skinienie z mej strony, a padnie odrazu tylu twych ludzi, ilu nas jest.
— Ale drudzy wysłaliby was za nimi. W pobliżu znajduje się jeszcze wielu naszych wojowników, więcej niż dziesięć i dziesięć razy po pięć. Oni przyszliby i zrównaliby ten dom z ziemią.
— Nie dostaliby się nawet przez mur, gdyż jesteśmy już ostrzeżeni. Przywitalibyśmy ich z góry tylu kulami, że ani jeden nie zostałby przy życiu.
— Mój biały brat ma wielką i szeroką gębę. Dlaczego on do mnie mówi? Czy jest właścicielem domu? Kim jest i jak się nazywa, że śmie odzywać się do dowódcy Komanczów?
Old Death zrobił lekceważący ruch ręką.
— Kto jest dowódcą Komanczów? Czy jaki sławny wojownik? Czy zasiada on w radzie mędrców? Do jakiego