Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.
—   195   —

plemienia Komanczów należycie, że musicie dopiero pytać o to, jak ja się nazywam? Imię moje brzmi Kosza-pehwe, ja paliłem fajkę pokoju z Oyo-kolcą, wodzem Komanczów. Rozmawiałem też wczoraj z jego synem Awat-wilą i przenocowałem razem z jego wojownikami. Jestem przyjacielem Komanczów, ale jeśli zarzucą mi kłamstwo, odpowiem im kulą.
Pomruk przebiegł szeregi czerwonoskórych. Dowódca cofnął się do nich i porozumiał się z nimi pocichu. Po rzucanych na Old Deatha spojrzeniach poznać było, że jego imię wywarło na nich wielkie wrażenie. Po krótkiej naradzie zwrócił się dowódca do skuta:
— Wojownicy Komanczów wiedzą, że „Stara Śmierć“ jest przyjacielem „Białego Bobra“, ale słowa jego nie są słowami przyjaciela. Dla czego zataja przed nami obecność Apacza?
— Nie zatajam niczego, lecz powiadam otwarcie, że się tu nie znajduje.
— A jednak dowiedzieliśmy się napewno, że Inda-niszo jest tutaj, od bladej twarzy, która udała się pod opiekę Komanczów.
— Jak się nazywa ta blada twarz?
— Imię jego nie jest stworzone dla ust Komanczów. Brzmi jak Ta-hi-ha-ho.
— Może Gawilano?
— Tak jest.
— W takim razie popełnili Komancze błąd wielki. Ja znam tego człowieka. To łotr, któremu kłamstwo z języka nigdy nie schodzi. Wojownicy Komanczów pożałują tego, że przyjęli go w swoją opiekę.

— Mój brat myli się bardzo. Blada twarz powiedziała nam prawdę. Słyszeliśmy, że Winnetou przyprowadził Dobrego Męża, a potem umknął przez Awat Hona[1]. Popędzimy za nim i pochwycimy go, by zginął wskutek mąk na palu. Wiemy, że „Dobry Mąż“ ranny

  1. Wielka rzeka, Rio Grande.