Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.
—   196   —

jest w ramię i w udo. Znamy nawet całkiem dokładnie miejsce, w którem leży.
— Jeśli to prawda, to mi je opisz!
— Schodzi się stąd dwa razy w głąb domu, gdzie w wązkim kurytarzu znajduje się wiele drzwi na prawo i lewo. Jeśli się otworzy ostatnie drzwi po lewej ręce, zobaczy się Apacza na łożu, którego nie ma siły opuścić.
— Blada twarz cię okłamała. W tem miejscu nie znalazłbyś Apacza.
— Pozwól więc nam zejść, abyśmy się przekonali, kto mówi prawdę, ty czy blada twarz.
— Na to ja nie zezwolę. Ten dom jest dla ludzi, którzy wchodzą doń za zgodą właściciela, a nie dla tych, którzy nań wrogo napadają.
— Te słowa wskazują właśnie, że Apacz się tu ukrywa. Biały Bóbr nakazał nam go stąd zabrać i będziemy mu posłuszni.
— Mylisz się znowu. Nie dlatego nie chcę spełnić waszego życzenia, że tu Apacz przebywa, lecz dla tego, że żądanie wasze jest dla mnie obrazą. Skoro was Old Death zapewnia, że was okłamano, to powinniście temu uwierzyć. Jeśli mimo naszej odmowy zechcecie wejść, to spróbujcie! Czy nie widzicie, że jeden z nas wystarczy do obrony wejścia? Stojąc tu na schodach, może zastrzelić każdego, ktoby się ośmielił schodzić. Napadliście na nas, jak nieprzyjaciele, dla tego nie zgadzamy się na wasze żądanie. Zejdźcie na dół przed bramę i proście, jak się należy, by was wpuszczono, a może wtedy przyjmiemy was, jak przyjaciół.
— Stara Śmierć daje nam radę, dobrą dla niego, ale nie dla nas. Jeśli ma czyste sumienie, to niech nam pozwoli zejść do domu. Jeśli tego nie uczyni, to zostaniemy tutaj i wyślemy wojownika, by sprowadził całą gromadę Komanczów. Wówczas zrobimy, cośmy postanowili.
— Jesteście w błędzie! Żeby nawet przyjechało tysiąc Komanczów, mógłby zawsze zejść tylko jeden i musiałby to życiem przypłacić. Zresztą nie potrafisz wysłać