Ta strona została uwierzytelniona.
— 200 —
starając się dopłynąć na plecach do drugiego brzegu. W kilka chwil potem i on wypadł z zarośli, zobaczył mnie i wymierzył. Strzała wyleciała z cięciwy, ja zaś dałem nurka natychmiast, wskutek czego nie trafił mnie. Wynurzywszy się z wody, ujrzałem go na brzegu, pełnego oczekiwania. Drugiej strzały nie miał przy sobie, ponieważ zostawił kołczan pod murem. Widząc, że nie jestem zraniony, odrzucił łuk i wskoczył w wodę. Tego właśnie chciałem. Aby go za sobą zwabić, udałem, że licho pływam, i pozwoliłem mu zbliżyć się do mnie, poczem znowu pod wodą puściłem się jak najszybciej z biegiem rzeki, a wynurzyłem się tuż przy brzegu. Komancz zatrzymał się daleko powyżej mnie i wypatrywał, gdzie się znowu pokażę. W korzystnem dla siebie oddaleniu wyszedłem na brzeg i pobiegłem pomiędzy drzewami w górę rzeki. Wnet zobaczyłem gruby dąb, który nadawał się do mego celu. Minąłem go w odległości około pięciu kroków, potem zatoczyłem wielki łuk ku dębowi,