Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/218

Ta strona została uwierzytelniona.
—   204   —

jak najbardziej pokojowymi. Oczywiście przyczyniło się do tego w największej mierze poważanie, jakie mieli dla Old Deatba. Nie dotknęli rzeczywiście niczego i wyszli z domu dobrowolnie. Spuszczono schody, a brama stała otworem. Na platformie pozostało kilku uzbrojonych peonów na straży. Pomimo bowiem zmiany w usposobieniu czerwonoskórych należało być ostrożnym. Reszta nas zeszliśmy na dół, poczem nadjechali także wakerowie i otrzymali rozkaz schwytania jednego wołu. Wszystkie konie Komanczów znajdowały się z przodu za murem, okalającym dziedziniec, strzeżone przez trzech wojowników. Po drugiej stronie domu stał również jeden. Teraz odwołano tych ludzi. Jeden z nich był właśnie tym, którego zwabiłem był za rzekę. Jego mocno niezupełne ubranie było jeszcze całkiem mokre. Wrócił on był na swe stanowisko, ale nie miał jeszcze sposobności donieść dowódcy o tem, co się stało. Teraz przystąpił doń i opowiedział mu wszystko, ale tak, że my biali nie mogliśmy nic usłyszeć. Kończył już widocznie swoje sprawozdanie, kiedy wzrok jego padł na mnie. Z powodu pomalowania całej twarzy nie zauważyłem zmiany wyrazu w jego obliczu, ale wykonał nagle ruch gniewu, wskazał na mnie i zawołał do dowódcy kilka słów indyańskich, których nie zrozumiałem. Wymieniony zwrócił na mnie groźnie badawczy wzrok, zbliżył się do mnie, mówiąc:
— Młoda blada twarz przepłynęła przedtem przez rzekę! Powaliłeś tego czerwonego wojownika?
Old Death ujął się za mną, pytając dowódcy, o co chodzi. Ten przedstawił wypadek ze strażnikiem, na co skut zaśmiał się wesoło i powiedział:
— Zdaje się, że czerwoni wojownicy nie umieją rozróżniać bladych twarzy. Kto wie wogóle, czy to bladą twarz spotkał ten syn Komanczów.
— To był biały — odrzekł dotyczący tonem pewnym. — I nikt inny, jak tylko ten. Widziałem jego twarz, kiedy płynął, leżąc na plecach. Miał na sobie także to samo ubranie.
— Tak! W ubraniu płynął przez rzekę? Twoje