Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.
—   207   —

cie. Pisma na totemie teraz jeszcze nie widać, bo Dobry Mąż nie miał farby przy sobie, ale skoro dacie to Apaczowi, zabarwi on wcięcia, poczem wystąpią odpowiednie figury. Tylko na miłość Boga kryjcie się z tem przed Komanczami, bo uważaliby was za przyjaciela Apaczów. Przebierzcie się teraz i zejdźcie na dół. Komancze wnet będą gotowi do drogi.
Dzicy spożywali śniadanie, złożone z pozostałych od wczoraj resztek mięsa. Potem sprowadzili konie, by je napoić. Odbyło to się szczęściem powyżej miejsca, na którem znajdował się chory Apacz. Potem ukazał się także hacyendero z obydwiema paniami, które już się wcale czerwonoskórych nie bały. Ujrzawszy nasze konie, rzekł do Old Deatha, kiwając głową:
— To nie dla was konie, sennor. Wy wiecie, co wart dobry koń. Sennor Lange i jego syn nic mnie nie obchodzą tak samo, jak i murzyn, wy zaś jesteście moim dawnym przyjacielem, a ponieważ tak kochacie tego młodego pana, przeto i ja otworzyłem dlań moje serce. Dostaniecie obaj lepsze konie.
Przyjęliśmy z podziękowaniem propozycyę hacyendera. Na jego rozkaz schwytali wakerowie dwa półdzikie konie, które musieliśmy wziąć w miejsce naszych. Potem pożegnaliśmy się z nim i z paniami i wyruszyliśmy dalej z Komanczami.
Słońce nie wychyliło się było jeszcze ponad horyzont, kiedy przeszliśmy przez Elm Creek i popędziliśmy cwałem na zachód. My i dowódca Komanczów jechaliśmy na przedzie, a jego ludzie za nami. Doznawałem przytem uczucia niepewności i zdawało mi się ciągle, że mnie w plecy musi ugodzić włócznia, albo strzała. Indyanie, siedzący na małych, kosmatych i chudych, a jednak wytrwałych, koniach, przez uzbrojenie swoje, pomalowanie twarzy i wogóle swojem zachowaniem nie budzili zbytniej ufności ku sobie. Old Death uspokoił mnie jednak co do tego. Nie było jeszcze o tem mowy, kiedy i gdzie spotkamy główny oddział Komanczów. Teraz zaś dowiedzieliśmy się, że ci nie czekali na powrót