— Oho! A jeśli tego nie uczynię?
— To przywiążę was ładnie do konia, a zwierzę mnie już posłucha.
Na to on zerwał się, wydobył rewolwer i krzyknął:
— Człowiecze, powiedzcie jeszcze raz takie słowo, to was natychmiast dyabeł....
Nie dokończył. Old Death przystąpił do niego z tyłu i uderzył go kolbą w rękę tak silnie, że wypuścił rewolwer.
— Nie machajcie tak słowami, Gibsonie! — rzekł skut. — Są tutaj ludzie, którzy potrafią z łatwością zatkać wam tę wielką gębę!
Gibson ujął się za rękę, odwrócił się i krzyknął:
— Panie, czy mam was nożem pchnąć w żebra? Czy sądzicie, że się was zlęknę, dlatego że nazywacie się Old Death?
— Nie, mój młodzieńcze. Nie lękaj się, ale posłusznym być musisz. Jeśli ci się raz jeszcze wyrwie słowo, które mnie w nos połechce, to kichnę w ciebie kulą ze strzelby. Spodziewam się, że ci gentlemani będą nam wdzięczni za uwolnienie ich od takiego łotra jak wy.
Ton i postawa Old Deatha nie przeszły bez wrażenia na Gibsonie, który też rzekł daleko pokorniej:
— Ależ ja nie pojmuję wcale, czego wy chcecie. Bierzecie mnie za kogoś innego!
— To bardzo wątpliwe. Masz taką łotrowską twarz, że trudno ją wziąć za inną. Zresztą główny świadek oskarżenia siedzi obok ciebie.
Przy tych słowach wskazał na Wiliama Ohlerta.
— Ten świadkiem przeciwko mnie? — zapytał Gibson. — To znowu dowód, że mnie nie poznajecie. Zapytajcieno jego!
Położyłem Wiliamowi rękę na ramieniu i zawołałem go po nazwisku. On podniósł zwolna głowę, wpatrzył się na mnie bez wyrazu i nic nie odpowiedział.
— Master Ohlert, sir Wiliamie, czy mnie nie słyszycie? — powtórzyłem. — Wasz ojciec przysyła mnie do was.
Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/238
Ta strona została uwierzytelniona.
— 224 —