— Może zapatrujecie się na wszystko zbyt czarno, sir. Może jesteśmy tutaj zupełnie bezpieczni. Te dwa jedyne punkty, które stanowią wejście i wyjście z kotliny, obsadzone są strażami dostatecznie.
— Tak, dziesięciu ludzi z jednej, a dziesięciu z drugiej strony, to wygląda nieźle, ale nie zapominajmy, że mamy do czynienia z Winnetou. Jest to dla mnie istotnie zagadką, jak mógł ten, zresztą rozumny i ostrożny, Biały Bóbr wpaść na głupią myśl usadowienia się w tej kotlinie. Ci dwaj Apacze musieli go porządnie otumanić. Pomówię z nim. Gdyby trwał przy swojem zdaniu, a gdyby się potem co zdarzyło, zachowamy się tak neutralnie, jak tylko będzie można. Jesteśmy przyjaciółmi Komanczów, ale musimy także się strzec, żebyśmy nie zabili ani jednego Apacza. Oto mamy obóz, a tam wódz stoi. Chodźcie ze mną do niego!
Pod światło poznać było można Białego Bobra po orlich piórach. Gdy przystąpiliśmy do niego, zapytał:
— Czy mój brat się przekonał, że jesteśmy bezpieczni?
— Nie — odrzekł skut.
— Co ma temu miejscu do zarzucenia?
— Że podobne jest do pułapki, w której wszyscy siedzimy.
— Mój brat bardzo się myli. Ta dolina nie jest pułapką, lecz wygląda całkiem tak, jak to, co biali nazywają fortem. Wróg się tu dostać nie może.
— Tak, wejściami nie, bo są tak ciasne, że dziesięciu wojowników z łatwością może ich obronić. Ale czy Apacze nie mogliby zejść po zboczach?
— Nie, ponieważ te są za strome.
— Czy mój czerwony brat jest pewny tego?
— Najzupełniej. Synowie Komanczów przybyli tu w biały dzień i zbadali wszystko. Próbowali wspinać się po skałach, lecz im się to nie udało.
— Może łatwiej zejść z góry na dół, aniżeli z dołu do góry. Wiem, że Winnetou umie się wspinać po górach jak kozica.
Strona:PL Karol May - Winnetou 03.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.
— 236 —