Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.
—   266   —

działem. Oni byli obowiązani o oznaczonym czasie przybyć do Chihuahua, a dużo czasu stracili. Winnetou miłuje Juareza, dlatego dopomógł im do tego, żeby rychło odeszli. Dał im świeże konie, żywność, a na przewodników rzekomych Topiów, znających dobrze drogę przez Mapimi do Chihuahua. Blade twarze oświadczyły, że szkoda im każdej minuty.
— I to jeszcze! Świeże konie, żywność i godnych zaufania przewodników! Miałem już w ręku tego Gibsona, a teraz mi ujdzie!
Winnetou zamyślił się na chwilę i rzekł:
— Popełniłem bezwiednie wielki błąd, lecz go naprawię. Gibson wpadnie w twe ręce. Polecenie, które miałem w Matagordzie wykonać, spełnione; skoro tylko ukarzę tutaj Komanczów, będę wolny i będę mógł ci towarzyszyć. Dostaniecie najlepsze konie, a jeśli nie zajdzie nic niespodziewanego, to dościgniecie białych do południa dnia następnego.
Wtem nadbiegł z doliny Apacz i oznajmił:
— Te psy Komancze zgasiły ogień i odeszły z obozu. Planują atak.
— Odeprzemy ich znowu, jak przedtem — odrzekł Winnetou. — Jeśli moi biali bracia pójdą ze mną, ustawię ich tam, skąd wszystko usłyszą.
Wstaliśmy oczywiście natychmiast. Winnetou wprowadził nas znowu w przesmyk, prawie pod barykadę. Tam dał Old Deathowi lasso, zwisające ze skały i powiedział:
— Wespnijcie się po rzemieniu dwa razy na wysokość człowieka. Tam znajdziecie zarośla, a za niemi drogę, o której wam wspomniałem. Ja nie mogę pójść z wami, lecz udam się do wojowników.
Odchodząc wziął z sobą przedmiot, który był dotąd oparty o ścianę skały. Była to jego rusznica.
— Hm! — mruknął skut. — Wyłazić na dwanaście stóp na takiem cienkiem lassie! Nie jestem przecież małpą, umiejącą łazić po linach. Spróbujemy jednak!
Próba się udała. Ja wspiąłem się za nim, a potem