Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.
—   270   —

chwilę z Winnetou, na którego skinienie wojownicy pozsiadali z koni. Ci którzy nie mieli strzelb, zabrali konie, by ich pilnować. Reszta weszła do przesmyku. Lasso, po którem wydostaliśmy się na ścieżkę, wisiało tam jeszcze. Po niem jeden po drugim wdrapywali się Apacze. Szło to wszystko tak cicho i dokładnie, jak gdyby omówiono to przedtem obszernie. Winnetou stał spokojnie, śledząc uważnie ruchy swoich ludzi. Gdy ostatni z nich zniknął, zwrócił się do nas:
— Moi biali bracia zobaczą, że Komancze będą zgubieni, jeśli to nakażę.
— Jesteśmy tego pewni — odrzekł Old Death. — Czy jednak Winnetou chce rzeczywiście przelać krew tylu ludzi?
— Czy zasłużyli na co innego? Jak postępują mężowie biali, gdy jednego z nich zamordują? Czy nie szukają mordercy? A kiedy go znajdą, schodzą się na naradę, aby wydać wyrok i kazać go zabić. Czy możecie ganić Apaczów za to, że nie czynią nic więcej, jak tylko to?
— To nie jest przecież tosamo!
— Czy mój brat potrafi tego dowieść?
— Tak. My karzemy mordercę, pozbawiając go życia. Ty zaś chcesz tych nawet wystrzelać, których nie było przy tem, kiedy na wasze wsi napadnięto.
— Oni ponoszą winę tę samą, gdyż zgodzili się na to. Byli też świadkami, kiedy pojmani Apacze musieli zginąć w mękach na palach. Są teraz mężami naszych żon i córek oraz właścicielami naszego mienia, koni, nam zrabowanych.
— Ale mordercami nie możesz ich nazwać!
— Nie wiem, czego chce Old Death. U jego braci zdarzają się oprócz morderstwa jeszcze inne uczynki, które karane są śmiercią. Westmani strzelają każdego koniokrada. Jeśli białemu porwą żonę, lub córkę, to on zabija wszystkich, mających jakąś styczność z tym czynem. Tam na dolinie znajdują się rabusie naszych żon, córek i koni. Czy mamy im za to dać to, co biali nazywają krzyżem, lub orderem?