— W takim razie czeka ich śmierć, gdyż reszta ich wojowników przyjdzie zapóźno.
— Włosy mi powstają na głowie, gdy pomyślę, że w przeciągu kilku sekund zgładzeni będą ze świata.
— Mój brat ma słuszność. Winnetou nie zna trwogi, ani lęku, ale dreszcz przechodzi mu po ciele, gdy pomyśli o daniu znaku zniszczenia. Wystarczy mi dłoń podnieść, a zahuczą wszystkie strzelby. Spróbuję jeszcze ostatniego środka. Może Wielki Duch użyczy im jasnej chwili. Sam im się pokażę i przemówię do nich. Moi biali bracia odprowadzą mnie aż do barykady. Jeśli Komancze słów moich nie posłuchają, wtedy niechaj dobry Wielki Duch nie gniewa się na mnie, że wydam rozkaz.
Z Old Deathem odprowadziliśmy Winnetou na oznaczone miejsce. Tam wspiął się on po lassie w górę i poszedł ścieżką w wyprostowanej postawie, żeby Komancze mogli go widzieć. Nie był jeszcze daleko, kiedy usłyszeliśmy świst strzał, które go jednak nie dosięgły. Wtem huknął strzał z rusznicy Białego Bobra, z której wymierzył do Winnetou nowy wódz Komanczów. Apacz kroczył dalej spokojnie, jak gdyby nie bał się zupełnie kuli, która tuż obok niego uderzyła o skałę, jak gdyby wogóle strzału nie słyszał. Potem zatrzymał się i zaczął mówić głosem donośnym i bardzo dobitnym. Może po pięciu minutach podniósł w toku mowy rękę, a w tej chwili ujrzeliśmy, jak daleko okiem sięgnąć było można, a zatem dokoła całej doliny, Apaczów, powstających z ziemi, żeby się pokazać Komanczom, którzy musieli teraz zauważyć, że otoczyła ich przeważająca liczba nieprzyjaciół. Winnetou działał przez tosamo otwarcie, a zarazem zrobił ostatnią próbę, czy mu się nie uda skłonić ich do poddania się. Potem podjął nanowo wątek rozpoczętej mowy. Lecz po krótkiej chwili rzucił się nagle na ziemię tak, że postać jego zniknęła. Równocześnie rozległ się odgłos drugiego strzału.
— Dowódca Komanczów strzelił znowu do niego, dając mu taką odpowiedź. — rzekł Old Death. — Winnetou widział, jak ten nabijał strzelbę powtórnie i rzucił
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/043
Ta strona została uwierzytelniona.
— 275 —