— Łopata? Skąd macie to narzędzie?
— Jestem gambusino[1]. My zawsze nosimy przy sobie motykę i łopatę.
Znaleźliśmy łopatę i zabraliśmy się do roboty. Łożysko potoku wyścielone było głęboko miękkim piaskiem, który łatwo było rozkopać. Teraz dopiero spostrzegliśmy, że za plecami tego człowieka wbito w dno rzeki włócznię i przywiązano do niej jego szyję w ten sposób, że nie mógł głowy naprzód pochylić. Usta jego znajdowały się tylko trzy całe nad wodą, ale napić się jej nie mógł. Oprócz tego wysmarowano mu twarz świeżem mięsem, aby znęcić owady, któreby go dręczyły. Uwolnić się nie mógł z tego położenia, gdyż ręce związano mu na plecach, a nogi jedną do drugiej i tak wsadzono do jamy, głębokiej na dwa łokcie. Gdy wyciągnęliśmy go z niej nareszcie i uwolniliśmy z więzów, zemdlał. Nic dziwnego, gdyż odarłszy zeń ubranie, obili mu niegodziwi ludzie plecy aż do krwi.
Biedak przyszedł niebawem do siebie. Zanieśliśmy go na miejsce, gdzie przybyliśmy nad potok, ponieważ tam postanowiliśmy rozłożyć się obozem. Ocalony dostał jeść, poczem ja wyjąłem z torby przy siodle zapasową koszulę, by go opatrzyć. Teraz dopiero zdołał dać żądaną odpowiedź.
— Byłem jako gambusino zajęty naostatku w bonancy[2] — rzekł — położonej o dzień drogi stąd w górach. Miałem towarzysza, Jankesa, nazwiskiem Harton, który...
— Harton? — przerwał mu pośpiesznie Old Death. — Jak mu na imię?
— Fred.
— Czy wiecie, gdzie się urodził i ile ma lat?
— Urodził się w Nowym Yorku i liczy może sześćdziesiąt lat.