złota. Roztrwoniłem to tak samo szybko i stałem się namiętnym graczem. Męczyłem się mięsiącami w digginach po to, aby zarobek jako jedną stawkę i w pięć minut stracić. To mi nie wystarczało. Nie zdobywałem takich sum, jakie posiadać chciałem. Sto tysięcy dolarów zapragnąłem, ja ostatni głupiec, postawić na raz, aby bank rozbić, a potem z pomocą tego wszystkie inne banki. Udałem się do Meksyku, zostałem gambusinem, szczęście sprzyjało mi ogromnie, ale wszystko przegrałem. Takie życie poderwało mnie także fizycznie, a w dodatku zacząłem palić opium. Byłem przedtem chłop mocny i muskularny, olbrzym, a podupadłem jak cherlak ostatni. Tak dalej już być nie mogło. Ludzie ze wstrętem już na mnie patrzyli, a wszystkie psy szczekały na mój widok. Wtem spotkałem się z bratem, który miał sklep we Frisco. Poznał mnie pomimo nędzy i wziął do swego domu. O gdyby był tego nie zrobił! Gdyby mi dał był zginąć! Oszczędziłby był sobie nieszczęścia, a mnie jeszcze gorszych wyrzutów sumienia!
Zamilkł na chwilę. Wzdychał ciężko, że mię wielka litość nad nim zdjęła.
— Byłem zmuszony sprawować się dobrze — mówił dalej. — Brat uwierzył, że się poprawiłem i dał mi posadę w swoim sklepie. Ale szatan gry drzemał tylko, a gdy się zbudził, porwał mnie jeszcze mocniej w swe szpony. Naruszyłem kasę, by zmusić szczęście do służby dla siebie. Wystawiałem fałszywe weksle, by pieniądze poświęcić molochowi hazardu. Przegrywałem i przegrywałem, aż wkońcu nie było już ratunku. Wtedy uciekłem. Brat popłacił fałszowane weksle i stał się przez to żebrakiem. On zniknął także z małym chłopcem, pochowawszy wpierw żonę, która zmarła z przerażenia i bolu. Dowiedziałem się o tem dopiero po wielu latach, odważywszy się zaglądnąć do Frisco. Wrażenie tej wiadomości pchnęło mię na lepsze tory. Zacząłem znowu pracować jako gambusino nie bez szczęścia. Przybyłem, aby wynagrodzić bratu szkodę, ale go już nie zastałem. Odtąd szukałem go wszędzie bez skutku. To niespokojne,
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.
— 294 —