Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.
—   302   —

Pięćdziesięciu ludzi stało teraz gotowych na przyjęcie nieprzyjaciół, którym dorównywaliśmy liczbą, a przewyższaliśmy pod względem uzbrojenia. Kilku przebiegłych i doświadczonych robotników wysłano do wejścia, aby donieśli o zbliżaniu się napastników.
Na tylnej ścianie namiotu rozluźniono pierścienie, aby móc tędy wchodzić i wychodzić.
Kobiety i dziecko zaprowadzono do tylnej części doliny. Ja siedziałem w namiocie tylko z Uhlmannem, Winnetou i obydwoma Langami, Sam zaś został przy Apaczach. Czekaliśmy z dziesięć minut, kiedy wszedł jeden z wysłanych naprzód ludzi i doniósł, że przyprowadził dwu białych, którzy pragną złożyć swoje uszanowanie sennorowi Uhlmannowi, że za tymi białymi dał się jednak zauważyć ruch, z czego należy wnosić, iż reszta zbliża się także. Obcym pozwolono wejść, przedtem jednak ja ukryłem się z obydwoma Langami i Winnetou w drugim przedziale.
Tymi dwoma białymi byli ku memu zdumieniu Gibson i Ohlert. Powitano ich uprzejmie i poproszono, żeby usiedli, co też obaj uczynili. Gibson nazwał siebie Gavilano i przedstawił się jako geograf, który razem z kolegą zwiedza te góry. Oświadczył, że niedaleko stąd rozbił obóz, kiedy przybył doń gambusino, niejaki Harton, od którego dowiedział się, że tu znajduje się porządne mieszkanie. Ponieważ kolega jego zachorował — mówił dalej Gibson — przeto poprosił Hartona, żeby go tu przyprowadził i zapytał sennora Uhlmanna, czyby nie przyjął go na jedną noc.
Nie zastanawiając się nad tem, czy podstęp Gibsona dobrze obmyślany, czy głupio, wyszedłem z mojej kryjówki, a na mój widok zerwał się Gibson na równe nogi i wypatrzył się na mnie z wyrazem najwyższego przerażenia.
— Czy Czimarrowie, którzy idą za wami, także zachorowali, master Gibson? — zapytałem. — Wiliam Ohlert nietylko tutaj zostanie, lecz pójdzie ze mną, a was także zabiorę.