Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.
—   306   —

tak, jak gdyby uderzeniem kolby zabito tę nieszczęsną jego monomanię, że chciał zostać obłąkanym poetą. Wiliam był rzeźki i zdrowy, a chwilami nawet wesoły i tęsknił do ojca, nie wiedząc nawet o tem, że właśnie go oczekiwałem. Ojciec bowiem zawiadomił mnie, gdy mu doniosłem o znalezieniu Wiliama, że sam przyjedzie po syna. Przy sposobności poprosiłem go, żeby mi u Taylora wyrobił uwolnienie ze służby. Z każdym dniem nabierałem coraz więcej ochoty, by udać się z Hartonem do Sonory.
Przychodził on codziennie odwiedzać nas obydwu i czcigodnego zakonnika. Zaprzyjaźnił się ze mną wprost serdecznie i cieszył się również bardzo zdrowiem pacyenta.
Co do tego, należało przyznać, że stał się prawdziwy cud. Ohlert nie chciał już słyszeć słowa „poeta“. Przypominał sobie każdą godzinę życia, czas jednak od ucieczki z Gibsonem aż do przebudzenia się w bonancy tworzył pustą kartę w jego pamięci.
Pewnego dnia siedzieliśmy tak razem, zakonnik, Ohlert, Harton i ja, opowiadając o tem, cośmy przeżyli i robiąc sobie nadzieje na przyszłość. Wtem zapukał famulus i wsunął do izby mężczyznę, na którego widok wydał Wiliam okrzyk radości. Jaką boleść i jakie kłopoty ojcu sprawił, o tem wiedział oczywiście tylko odemnie. Rzucił się z płaczem w jego ramiona, wobec czego my wyszliśmy cicho z pokoju.
Później oczywiście musieliśmy ojcu i synowi o wszystkich przygodach szczegółowo opowiedzieć, a oni słuchali tego, pełni radości, że się nawzajem odnaleźli. Ohlert starszy przywiózł mi uwolnienie, a Fred Harton otrzymał odemnie natychmiast słowo, że będę mu towarzyszył. Pragnęliśmy oczywiście gorąco, żeby jeszcze ktoś trzeci wziął był udział w tej podróży. Tym trzecim był nie kto inny jak nieodżałowanej pamięci Old Death. Niestety inaczej zrządziły wyroki Boże!