Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.
—   308   —

Shatterhand było na wszystkich ustach. Mój kochany Mr. Henry, zauważywszy moje zdumienie, rzekł swoim zwykłym sposobem:
— A to z was ptaszek! Przeżywacie w jednym miesiącu więcej przygód, niż niejeden w dwudziestu latach, przebijacie się przez wszelkie niebezpieczeństwa tak szczęśliwie, jak kula pistoletowa przez bibułę, idziecie jako młody greenhorn w zawody z najbardziej doświadczonym westmanem, obalacie okrutne prawa dzikiego Zachodu, oszczędzając nawet śmiertelnego wroga, a potem gębę otwieracie ze zdumienia nad tem, że o was mówią. Powiadam wam, że co do sławy zapędziliście w tym krótkim czasie nawet sławnego Old Firehanda w kozi róg, a on od was dwa razy starszy. Okrutnie się cieszyłem waszą sławą, gdyż to ja skierowałem was na tę drogę. A teraz popatrzcie na to, co wam pokażę!
Otworzył szafę ze strzelbami i wydobył z niej pierwszy gotowy sztuciec swego systemu, objaśnił, jak go należy używać i zaprowadził mnie potem do tarczy, abym go spróbował i ocenił. Byłem wprost zachwycony, ale zwróciłem jak poprzednio jego uwagę na to, że rozpowszechnienie tego sztućca na dzikim Zachodzie sprowadziłoby złe skutki dla ludzi i zwierząt.
— Wiem to, wiem — rzekł — już raz to od was słyszałem. Zrobię też tylko kilka egzemplarzy. Pierwszy, to jest ten, wam darowuję. Wsławiliście moją rusznicę na niedźwiedzie, zachowajcie ją więc na zawsze razem ze sztućcem. Liczę na to, że wam w dalszych podróżach po drugiej stronie Mississipi odda jakie takie usługi.
— To nie ulega najmniejszej wątpliwości. Ale w takim razie teraz przyjąć go nie mogę.
— Czemu?
— Ponieważ nie udaję się teraz na Zachód.
— A dokąd?
— Najpierw do domu, a potem do Afryki.
— Af... Af... Af...?! — wołał, zapominając zamknąć usta. — A to z was mądrala! Chcecie zostać Murzynem, czy Hotentotem?