Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.
—   312   —

naftowe, które właśnie zaczęto eksploatować i że tam znajduje się store, w którem będę mógł nabyć, czego mi będzie potrzeba.
Wedle moich obliczeń powinienem był już być w blizkości owej osady naftowej. Wiedziałem, że nazywała się New Venango i leżała w jednym z wąwozów, zwanych bluffs. Te wąwozy wcinają się stromo w płaszczyznę preryi, a przepływa je zazwyczaj rzeczka, która bądźto bez śladu niknie pomiędzy skałami, bądź też wsiąka powoli w grunt, albo wreszcie, jeżeli ma więcej wody, płynie ku większej rzece. Aż dotychczas nie znalazłem na równinie, usianej kwieciem heliantu, żadnego znaku, któryby dowodził blizkości takiego zagłębia. Koń potrzebował spoczynku i ja sam byłem taki znużony długiem błądzeniem, że coraz to bardziej tęskniłem do celu dzisiejszej mojej wędrówki. Postanowiłem tam z dzień porządnie wypocząć i uzupełnić wyczerpującą się już niemal amunicyę.
Już nie spodziewałem się dostać do tego celu, kiedy Swallow podniósł główkę i wyrzucił oddech z tym szczególnym dźwiękiem, jakim prawdziwy koń preryowy oznajmia zbliżanie się żyjącej istoty. Lekkiem szarpnięciem cugli zatrzymałem go i odwróciłem się na siodle, aby zbadać widnokrąg.
Nie potrzeba było patrzeć zbyt długo. W bok od miejsca, na którem stałem, spostrzegłem dwu jeźdźców, którzy mnie także musieli zauważyć, gdyż puścili konie w cwał wprost na mnie. Ponieważ oddalenie między nami było zbyt wielkie, aby rozróżnić szczegóły, spojrzałem przez dalekowidz i dostrzegłem ku memu zdziwieniu, że jeden z jeźdźców nie był mężczyzną, lecz, co rzadko się trafia w tych stronach, dość młodym chłopcem.
— A, do stu piorunów! Dziecko na preryi i to w prawdziwem traperskiem ubraniu! — pomyślałem sobie i z oczekiwaniem wsunąłem napowrót za pas nóż i rewolwer, które dla bezpieczeństwa nieco byłem wysunął.