Oczywiście, że nie zważałem na to żądanie i badałem wązki pas horyzontu, utworzony przez stromo schodzące się ściany skalne. Wtem poczułem ucisk w okolicy pasa, a równocześnie zawołał chłopiec:
— Co chcecie ze mną zrobić? Puśćcie mnie, bo w przeciwnym razie wbiję wam w brzuch własny wasz nóż!
Ujrzałem w jego ręku błysk ostrza; to był mój nóż bowie, który mi on wyrwał. Nie mając czasu na długie wyjaśnienia, złączyłem oba jego przeguby w mojej prawej ręce, obejmując go lewą coraz mocniej.
Niebezpieczeństwo zwiększało się z każdą chwilą. Rozżarzony strumień dosięgnął już był składów, zaraz też zaczęły z donośnym hukiem pękać beczki, wylewając równocześnie swą zawartość, palącą się jasno, do morza płomieni, które rosło w ten sposób i posuwało się naprzód z coraz większą chyżością.
Powietrze było tak gorące, że się można było udusić. Miałem uczucie, jak gdybym się już gotował w garnku wrzącej wody, a tymczasem gorąco i posucha wzmagały się z taką siłą, że wydało mi się, iż płonę wewnątrz. Nie wiele brakowało mi do utraty przytomności, ale chodziło nie tyle o moje życie, ile o życie chłopca.
— Come on, Swallow, naprzód, naprzód, Swallow!
Straszny żar spalił mi słowa na ustach, że dalej mówić nie mogłem. Szczęściem zachęcanie konia do pośpiechu było zbyteczne, gdyż dzielne zwierzę pędziło z niemożliwą prawie szybkością. Pomimo że przebiegłem w ten sposób dość znaczną przestrzeń, przekonałem się, że z tej strony rzeki nie było wyjścia. Płomienie oświetlały dość jasno skaliste ściany, aby zobaczyć, że wspiąć się na nie nie można. Dlatego powiedziałem sobie w duchu: jazda na drugą stronę rzeki! i rzuciłem się do wody, ścisnąwszy kolanami mustanga, by go zmusić do skoku. Fale rzeki podniosły się wysoko i złały się nad nami. Poczułem w żyłach nową siłę, nowe życie, ale koń zniknął podemną. To jednak było mi teraz obojętnem, ja pragnąłem jak najprędzej dostać się na drugi brzeg. Dotąd był Swallow szybszy od żywiołu płomieni. Teraz
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/099
Ta strona została uwierzytelniona.
— 329 —