Z powodu niepewnego światła księżycowego, oraz przyśpieszonego biegiem mego tętna i podnieconego oddechu, był to strzał niebezpieczny, gdyż mogłem trafić tego, któremu chciałem dopomóc. Nastąpiły trzy strzały, jeden zaraz po drugim, trzej nieprzyjaciele padli na ziemię, ja zaś popędziłem dalej ku Old Firehandowi.
— Dzięki Bogu! To stało się w sam czas, w ostatniej właśnie chwili, sir! — zawołał do mnie.
— Jesteście ranni? — spytałem, przystąpiwszy do niego. — Chyba nie ciężko?
— Niebezpieczeństwo nie grozi. Otrzymałem dwa cięcia tomahawkiem w nogi. Napastnicy nie mogli do mnie się zbliżyć, dlatego walili w nogi od spodu, że musiałem przyklęknąć.
— Z pewnością dużo krwi upłynęło. Pozwolicie, że was zbadam!
— Tak, tak! Ale, sir, cóż to za strzelec z was, żeście zdołali przy takiem świetle i po takim biegu trafić wszystkich trzech śmiertelnie w samą głowę! Tego tylko Old Shatterhand dokaże. Nie mogłem przedtem podczas ścigania Finneteya zdążyć za wami, gdyż miałem w nodze strzałę, która przeszkadzała mi w biegu. Waszych śladów także nie zdołałem dostrzec i szukałem was długo. Wtem wyrosło z pod ziemi tych sześciu, którzy położyli się byli przedtem płasko na brzuchu, aby mnie bliżej dopuścić. Miałem tylko nóż i pięści, ponieważ dla lepszego biegu odrzuciłem broń inną. Zaczęli mnie rąbać po nogach, kiedy trzech już zakłułem. Trzej pozostali byliby mnie zabili, gdybyście nie byli w samą porę nadbiegli. Nie zapomnę tego nigdy Old Shatterhandowi!
Podczas jego opowiadania zbadałem mu rany; były bolesne, ale szczęściem nie groźne dla życia. Wtem nadszedł Winnetou i dopomógł mi opatrzyć zranione nogi, przyznając się podczas tego otwarcie, że dzisiaj zawiódł go znakomity zwykle słuch. Zostawiliśmy na ziemi sześciu poległych i wróciliśmy do kolei, rozumie się bardzo powoli, ponieważ Old Firehandowi prędki chód sprawiał boleści. To też nie zdziwiliśmy się, że pociągu nie było
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.
— 353 —