Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.
—   357   —

tak leżał przedemną z iskrząceini oczyma i zaciśniętemi pięściami, wyobrażałem sobie, że ów rachunek z Paranohem, czy Finneteyem, musiał być nadzwyczajny.
Przyznaję, że ciekawość moja zwiększała się z każdą chwilą. Z każdym innym na mojem miejscu działoby się z pewnością to samo. Spotkałem się tu z nieznaną mi okolicznością, że mój Winnetou otworzył był niegdyś serce swoje dziewczynie. Zachował to w tajemnicy nawet przedemną, swoim najlepszym przyjacielem i bratem po krwi. Musiałem jednak być cierpliwym, chociaż mi to przychodziło z trudem, a od przyszłości spodziewałem się wyjaśnienia.
Rekonwalescencya Old Firehanda postępowała tak szybko, jak sobie życzyliśmy tego, wyruszyliśmy więc w stosunkowo krótkim czasie, aby przez kraj Rapahów i Pawnejów dostać się aż do Mankicili, nad której brzegiem miał Old Firehand „warownię“, jak się wyrażał. Byliśmy już od niej niedaleko, ponieważ przed dwoma dniami przepłynęliśmy byli przez Kehupahan.
Chciałem tam na pewien czas przyłączyć się do myśliwych, polujących dla futer, którymi to myśliwymi on dowodził, a potem przez Dakotę i Psią Preryę dostać się do jezior. Podczas pobytu z nim nadarzała mi się niejednokrotnie sposobność wglądnięcia w jego przeszłość.
Pewnego razu siedziałem w milczeniu przy ognisku, a poruszałem się tylko chwilami, kiedy podsycałem ogień.
Podczas jednego takiego ruchu błysnął mi na palcu pierścionek. Wprawnem okiem objął Old Firehand mimo szybkości tego błysku ten mały przedmiot i ze zdumieniem w twarzy zerwał się ze swego miejsca:
— Co to za pierścień macie na palcu, sir? — spytał pośpiesznie.
— To pamiątka po jednej z najstraszniejszych godzin mojego życia.
— Czy wolno mu się przypatrzyć?
Kiedy mu pierścień podałem, pochwycił go z widoczną skwapliwością i zaledwie spojrzał nań okiem, rzucił pytanie: