Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.
—   364   —

kach krzaków, a równocześnie ukazała się między gałęziami lufa wymierzonej do nas strzelby. — Jakie hasło?
— Mężnie!
— I?
— Milcząco — odrzekł Old Firehand, starając się bystrym wzrokiem przebić zarośla.
Po tem ostatniem słowie rozdzieliły się gałęzie, przepuszczając człowieka, którego widok napełnił mnie radosnem zdumieniem. Z pod smętnie zwisających krys pilśniowego kapelusza, którego wiek, kształt i barwa sprawiłyby przy ocenie kłopot najbystrzejszemu myślicielowi, wyglądał z lasu pomierzwiowego, szpakowatego, zarostu nos o przerażających niemal rozmiarach, mogący każdemu zegarowi słonecznemu służyć do rzucania cienia. Z powodu potężnego zarostu widać było oprócz