Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.
—   370   —

Ale oko jego spoczęło na mnie poważnie i zimno; ani jeden rys ciemnej jego twarzy nie drgnął nawet najlżejszem uczuciem przychylności.
— Gdyby to nie było możliwem, nie bylibyście mnie tu spotkali, sir — odparł. — Ale większe prawo do pytania mam raczej ja, aniżeli wy. Z jakiego powodu pozwoliliście sobie przyjść do naszego obozu?
Czy na takie przyjęcie zasłużyłem? — powiedziałem sobie w duchu, a głośno rzekłem tylko jedno słowo jeszcze zimniej i poważniej niż on:
— Pshaw! — i odwróciwszy się odeń, zsunąłem się ostrożnie napowrót.
Harry był więc, jak tego się domyślałem, synem