Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
—   373   —

— Czy mogę wobec tego przedłożyć wam pewną prośbę?
— Owszem.
— Gniewajcie się na mnie, sir; bądźcie źli, jak tylko potraficie, skoro popełnię coś złego, ale zamilczcie raz nazawsze o pobłażaniu! Dobrze?
— Zgadzam się.
— Dziękuję! A teraz wróćmy razem do ogniska i powiedzmy tamtym: dobranoc. Wskażę wam przeznaczony dla was pokój i wnet musimy udać się na spoczynek, ponieważ jutro wcześnie wyruszamy.
— Z jakiego powodu?
— Ustawiłem łapki nad Bee-forkiem, a wy pójdziecie ze mną przypatrzyć się połowowi.
W kilka minut potem staliśmy przed jednemi z licznych zapadających się drzwi, które on odsunął, aby mnie wprowadzić do ciemnej izby, oświetlonej najzwyklejszą świecą z łoju jeleniego.
— Tu jest wasz bed-room[1], sir. Członkowie Company zwykli tutaj nocować, jeśli się obawiają, żeby pod gołem niebem nie dostali reumatyzmu.
— A wy sądzicie, że ja także się znam z tym złośliwym towarzyszem?
— Życzę wam, żeby było przeciwnie, ale dolina jest wilgotna, ponieważ góry, leżące dokoła, nie dopuszczają wiatrów, a rozwaga to dobra rzecz, powiadają tam w ojczyźnie. Śpijcie spokojnie!
Podał mi rękę i wyszedł, potrząsnąwszy przyjaźnie głową.
Zostawszy sam, rozglądnąłem się po małej celce. Nie była to grota naturalna, lecz wykuta ludzką ręką w kamieniu. Skalistą podłogę wyłożono garbowanemi skórami, któremi obwieszono też ściany. Pod tylną ścianą znajdowało się łoże, zbite z gładkich pni czereśniowych, na których leżał gruby pokład skór juty i dostateczna ilość prawdziwych nawajskich koców.

Na kilku kołkach, wbitych w szpary, wisiały przed-

  1. Sypialnia.