— Muszę przecież, mój stary, wpierw popatrzyć na konia!
— To zbyteczne! Mały sir już to uczynił, jeśli się nie mylę.
Bezwiednie udzielił mi w ostatnich słowach wiadomości nadzwyczaj miłej. Harry zatroszczył się o konia już o świcie, a więc pomyślał także o jego panu. Widocznie ojciec mówił mu o mnie i spowodował zmianę w jego wyobrażeniu o mnie. Już zacząłem się dziwić, że jego, najczujniejszego ze wszystkich, niema dotychczas, kiedy zobaczyłem go, brodzącego przez potok z Winnetou i z jeszcze jednym strzelcem.
Winnetou przywitał Harrego po indyańsku:
— Syn Ribanny jest silny, jak wojownicy z nad brzegów Gili. Oko jego zobaczy wiele bobrów, a ręka nie uniesie wielkiej liczby skór — rzekł, a widząc, że się za Swallowem rozglądam, dodał uspokajająco. — Mój dobry brat może iść, jego przyjaciel będzie dbał o konia, który posiada także miłość Apacza.
Minąwszy parów, zwróciliśmy się w przeciwnym do wczorajszego kierunku na lewo i poszliśmy w dół rzeki, dopóki nie dostaliśmy się na miejsce, gdzie ona uchodzi do Mankicili.
Gęste, nieprzebite, niemal zarośla pokrywały oba brzegi, a łodygi dzikiego wina wspinały się po stojących naprzeciw siebie pniach, biegły od gałęzi do gałęzi, zwisały potem w dół, owinięte silnie o siebie, a potem znowu pięły się w górę po drzewie, tworząc chaos, przez który ledwie nożem było można torować sobie drogę.
Mały Sam szedł ciągle przed nami, a jego objuczona postać przypominała mi Słowaków, sprzedających u nas po miastach łapki na myszy. Jakkolwiek w pobliżu nie należało się spodziewać żadnej nieprzyjacielskiej istoty, mimoto omijała noga jego z podziwu godną zręcznością każde miejsce, na którem mógłby łatwo pozostać odcisk. Małe jego oczka biegały ciągle to tu, to tam, po bogatej roślinności, która mimo spóźnionej pory
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/147
Ta strona została uwierzytelniona.
— 375 —