Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.
—   382   —

Ten dym mógł pochodzić tylko z indyańskiego ogniska. Kiedy bowiem biały roznieca ognisko, rzuca polana w ogień na całą długość, a przez to powstaje szeroki, wysoko buchający, płomień, który wydaje dużo zdradzieckiego często dymu. Natomiast czerwonoskóry wsuwa w ogień tylko końce polan, co wytwarza mały płomień z ledwie dostrzegalnym dymem. Winnetou zwykł był tak mówić o wielkich ogniskach białych: Blade twarze robią swoimi ogniami takie gorąco, że nikt nie może przy nich usiąść, aby się ogrzać.
Zatrzymałem Harrego i zwróciłem jego uwagę na to, co dostrzegłem.
— Połóżcie się za tym krzakiem! Ja przypatrzę się tym ludziom!
— Czemu nie ze mną?
— Jeden wystarczy. Gdy jest dwu, wtedy niebezpieczeństwo odkrycia wzrasta w dwójnasób.
Skinął głową na zgodę i zacierając ostrożnie ślady za sobą, odszedł w zarośla, gdy tymczasem ja, kryjąc się za drzewami, zacząłem się skradać ku dolinie.
Na jej dnie siedziało lub leżało tuż obok siebie tylu czerwonoskórych, że zagłębienie ledwie zdołało ich objąć. Na dole u wejścia stał jak posąg spiżowy długowłosy Indyanin, a po obu stronach na krawędzi straże, które na szczęście zupełnie nie zauważyły mego zbliżenia się w tę stronę.
Spróbowałem obozujących policzyć i w tym celu przypatrywałem się każdemu z osobna, gdy wtem przerwałem tę czynność zaskoczony niezwykłą niespodzianką. Najbliżej ogniska siedział — czyżby to było możliwem? — biały wódz Paranoh, albo Tim Finnetey, jak go nazwał Old Firehand. Owej nocy widziałem zbyt dobrze jego twarz wogóle przy księżycu, a potem, gdy go nożem pchnąłem, abym się mógł teraz pomylić, a jednak się stropiłem. Z głowy zwisał mu przepyszny kosmyk skalpowy, a wszak Winnetou ani na minutę nie odjął go od swego pasa.
Wtem strażnik, stojący po tej stronie parowu, zwró-