— Uporajcie się z nim krótko! Nikt z was nie boi się chyba Indyan, ale ja uważani za zbyteczne narażać się na niebezpieczeństwo i zdradzenie naszego miejsca pobytu.
— Wy możecie tu zostać, sir, i pilnować swojej sypialni — radził Harry, ruszając ramionami z niewyraźnem uczuciem. — Co do mnie, to domagam się bezwarunkowo wykonania wyroku na tem samem miejscu, na którem leżą ofiary mordercy. Los popiera moje żądanie tem, że wydał go w nasze ręce tu, a nie gdzieindziej. To, czego żądam, winien jestem tym, na których grobie wypowiedziałem przysięgę, że nie spocznę, dopóki nie będą pomszczone.
Ja odwróciłem się bez odpowiedzi.
Jeniec stał wyprostowany, oparty o drzewo. Pomimo bolu, jaki musiały mu sprawiać więzy, wrzynające się w ciało i pomimo poważnego znaczenia, jakie miała dla niego ta narada, nie zadrgała ani jedna zmarszczka wiekiem i namiętnościami pooranej jego twarzy. W jego odstraszających rysach wypisana była cała historya jego życia, a widok nagiej, krwawo mieniącej się, czaszki podnosił złe wrażenie, które już sam ten człowiek wywierał niewątpliwie nawet na nieuprzedzonym widzu.
Po dłuższej naradzie, w której ja nie wziąłem udziału, krąg się rozwinął, a myśliwi zaczęli wybierać się w drogę.
Wola chłopca przecież zwyciężyła. Wobec tego stanu sprawy nie mogłem pozbyć się myśli, że z tego wyniknie jakieś nieszczęście. Old Firehand przystąpił do mnie i położył rękę na mem ramieniu.
— Pozwólcie, żeby to odbyło się swoim trybem, sir, i nie przykładajcie fałszywej miary do rzeczy, nieskrojonych wedle waszego szablonu tak zwanego wykształcenia.
— Nie pozwalam sobie na sąd o waszem postępowaniu, sir. Zbrodnia musi być ukarana, to słuszne, ale nie gniewajcie się na mnie, jeśli do wykonania wyroku niczem się nie przyczynię. Idziecie nad Beefork?
Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.
— 402 —