Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.
—   408   —

winy przedarliśmy się wkrótce na dolinę, na którą wychodziło się naszego „zamku“. Zdążaliśmy do punktu, położonego naprzeciwko wyjścia, gdzie znalazłem był poprzednio ślady Indyanina. Czerwonoskórcy leżeli zapewne ukryci na skraju lasu i blokowali stąd naszą wodną bramę. Musieliśmy ich zajść z tyłu, jeśli chcieliśmy osiągnąć jakiś skutek na korzyść oblężonych.
Wtem wydało mi się, że słyszę szmer, jak gdyby się ktoś prędko przeciskał przez zarośla. Na mój znak cofnęliśmy się w ukrycie, czekając na ukazanie się tych, którzy szmer wywołali. Jak wielka była nasza radość, kiedy ujrzeliśmy Old Firehanda, Winnetou i dwu innych strzelców, wynurzających się z gąszczu. Uniknęli zatem pościgu, a chociaż Harry nie wyraził swej radości w zbyt głośnych słowach, to jednak zauważyłem ją w jego twarzy. To przekonało mię, iż ten chłopak zdolny jest do uczuć potężnych, a ta okoliczność pogodziła mię z nim.
— Czy słyszeliście strzały? — spytał Old Firehand gorączkowo.
— Tak — odrzekłem.
— To chodźcie! Musimy naszym pośpieszyć na pomoc. Chociaż bowiem wejście jest tak ciasne, że jeden człowiek obroni je z łatwością, to przecież nie wiemy, co się tam stało.
— Nic się nie stało, sir, jeśli się nie mylę — rzekł Sam Hawkens. — Czerwonoskórcy odkryli nasze gniazdo i położyli się przed niem, aby się dowiedzieć, co wymyślimy. Bill Bulcher, który stoi na warcie, dał im pewnie trochę ołowiu.
— Być może, że tak jest, ale musimy mimoto tam pójść, aby się upewnić. Należy także wziąć to na uwagę, że nasi prześladowcy zjawią się niebawem tutaj, a wtedy będziemy mieli do czynienia z podwójną liczbą Indyan.
— Cóż się stanie z naszymi ludźmi, którzy się rozprószyli po walce? — wtrąciłem ja.
— Hm, tak! Potrzebujemy każdej ręki. Żadnej nam się wyrzekać nie wolno. W pojedynkę wejścia zdobyć