Strona:PL Karol May - Winnetou 04.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.
—   419   —

czynnie. Chociaż więc poddaliśmy się nieuniknionemu losowi, broniliśmy się ze wszystkich sił i z tą zimną krwią, która daje białemu tak wielką przewagę nad czerwonym mieszkańcem stepów amerykańskich.
Wśród tych krwawych zapasów przypomniałem sobie rodziców, których zostawiłem w ojczyźnie, którzy nie mieli otrzymać żadnej wiadomości o synie. Przyszło mi na myśl... lecz nie, odrzuciłem wszystkie myśli, gdyż chwila obecna wymagała największego fizycznego wysiłku i przytomności umysłu.
Nie mogłem odżałować, że nie miałem sztućca przy sobie! Ja przewidziałem to nieszczęście, radziłem, ostrzegałem, a teraz musiałem pokutować za błędy drugich. Porwała mnie nieodczuwana dotąd złość i gorycz, która zdwoiła moje siły. Z takim naciskiem władałem tomahawkiem, że ze szczeliny zabrzmiało dla mnie uznanie.
— Dobrze tak, sir, dobrze! Sam Hawkens i Old Shatterhand bardzo przystają do siebie, jak sądzę. Szkoda, że nas zdmuchną. W przeciwnym razie bylibyśmy razem zdobyli jeszcze niejedną szczurzą skórkę, jeśli się nie mylę.
Walczyliśmy w milczeniu, nie wydając głosu z siebie. Była to praca spokojna, ale tem straszliwsza, a słowa małego łowcy zabrzmiały całkiem wyraźnie. Usłyszał je i Will Parker, bo zawołał pomimo ran, odniesionych wczoraj, wodząc do koła siebie odwróconą strzelbą:
— Samie Hawkens, popatrzno tu, jeśli chcesz widzieć, co trzeba robić. Dalej z dziury! Powiedz, czy greenhorn, ha! ha! ha! Will Parker greenhorn, słyszysz. Hawkens? Patrz, czy greenhorn się czegoś nauczył!
Zaledwie o dwa kroki od mej prawej ręki stał Old Firehand. Sposób, w jaki oburącz grzebał w ciałach cisnących się doń przeciwników, wzbudził we mnie najwyższy podziw. Cały zbryzgany krwią opierał się o mur skalisty. Długie siwe włosy zwisały mu z głowy w pozlepianych krwią kosmykach, rozstawione nogi wparły się w ziemię jak wrosłe, w prawej pięści trzymał ciężki